Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 6.

 Dziewczyny spojrzały sobie prosto w oczy.
-Miło mi, dużo o tobie słyszałam Anabeth. -po czym puściła dłoń dziewczyny.
-Mi również, Percy opowiadał mi o twoich wyczynach w lesie. Imponujące.
Po chwili podeszła do nich rudowłosa dziewczyna.
-No,no tym razem naprawdę myślałam ,że będzie po tobie Percy -szturchnęła chłopaka i roześmiała się.
-Ha _ha_ ha. - powiedział sarka-stycznie bardzo śmieszne Rachel.
Dziewczyna spojrzała na Amarę i Anabeth z lekkim niedowierzaniem.
-Jesteście uderzająco podobne , eem tylko te włosy.-Amara odruchowo złapała za kosmyk swoich włosów.
-Coś nie tak z moimi włosami ?
-Nie. Są w porządku tylko dzieci Ateny zazwyczaj mają blond włosy..
-Czy ty uważasz, że Amara jest..
Amara zamyśliła się na chwilę po czym wyjęła swój sztylet.
-Dzieckiem Ateny...To by wszystko wyjaśniało.- mruknęła pod nosem -Sowa.
-Niemożliwe !- Anabeth krzyknęła i wyrwała sztylet z jej rąk. Ujęła go w dłonie i zaczęła uważnie się mu przyglądać.- Sowi sztylet, on..on należał do mojej matki.
-No więc po sprawie.Mamy kolejną córkę Ateny.-Rachel rozłożyła w górze ręce.- Chwała nie będzie bogom ...i cała reszta tej gadki którą wygłasza za każdym razem Chejron.
-Rachel to nie takie proste. -Anabeth zmarszczyła czoło.- Ten sztylet… Chejron opowiadał mi o nim… moja matka obdarowywała nim każde swoje dziecko, które miało mieć chwalebną przyszłość ale..-spojrzała podejrzliwie na Amarę- ale tradycja została zerwana. Skąd go masz?
-Obudziłam się z nim .-wyrwała sztylet z rąk Anabeth i schowała za pas.
-Kpisz sobie ze mnie ? -dziewczyna wyjęła swoją broń i ruszyła w stronę Amary.
Amara stała z założonymi rękoma na piersi. Emanowała spokojem ,nie zwracała uwagi na atakującą ją dziewczynę.
-Anabeth !-Percy złapał ją za nadgarstek.
-Co ty wyrabiasz ?- zaczęła się szarpać i wyrywać, aż jej sztylet dosięgną policzka Percy’ego zostawiając ranę.
Percy cofnął się wycierając krew z policzka z nie dowierzaniem wpatrując się w Anabeth.
-Percy…-wypowiedziała jego imię z przerażeniem - Co ja zrobiłam.
Podbiegła do niego ze łzami w oczach. Zaczęła ocierać krew z jego policzka. Cała drżała.
-Ciekawe… to tak okazują sobie miłość ?-Amara szepnęła Rachel do ucha.
-Ja -ja nie rozumiem -Rachel przypatrywała się całej tej sytuacji z nie dowierzaniem.- Trzeba wezwać Willa…
-Nie.-powiedziała stanowczo.
-Jak to nie ?
-To tylko draśnięcie, pozostanie blizna i to wszystko.
Wzrok Rachel utkwił w stojącej obok niej Amarze. Była od niej wyższa (ok.metr 75) ,nie była umięśniona można powiedzieć,że była wręcz trochę za chuda. Wyglądała na 18 lat miała królewskie rysy twarzy i przenikliwe oczy -trudno było określić ich kolor nie były szare lecz srebrne. Długie idealnie proste włosy przedzieliła przedziałkiem na środku. Gdyby nie jej postura można by było wziąć ją za żołnierza, ubrana była w bojówki moro do tego czarna bokserka i luźno zawiązane glany Zachowywała się jak królowa- emanował od niej spokój i siła.
-Kim ty właściwie jesteś Amaro ?
-Nic nie pamiętam, a ty ? Czyim jesteś dzieckiem?
-Yyy, niczyim. Jestem wyrocznią.
* * * * * * * * * * * * * * * *
Amara nie rozumiała paniki Anabeth. Tłumaczyła jej,że to tylko draśnięcie…. sam Percy cały czas to powtarzał ,ale Anabeth nie słuchała i uparcie zaciągnęła go do lecznicy wraz z Amarą i Rachel. Amarę bardzo bawił widok Anabeth ciągnącej Percy’ego za koszulkę ale innym nie było do śmiechu.
Will dał Percy’emu łyk Ambrozji i zakleił ranę opatrunkiem.
-Anabeth .-Will zwrócił się w jej kierunku wzdychając.
-Wszystko będzie dobrze, prawda ?- ujęła twarz Percy’ego w dłonie.
-Nie,on umrze.
-Co !-Anabeth rzuciła Willowi rozpaczliwe spojrzenie.
-Ej,ej nie płacz. Żartowałem. -szybko poprawił się Will z uśmiechem na twarzy.
-Naprawdę ! Serio,śmieszy cię to ?!
-Uspokójcie się ! -Wkroczyła pomiędzy nich Amara.-Ty Will, chyba masz sporo pracy ?- znacząco poprosiła wzrokiem Willa aby ich zostawił.- A ty Anabeth nie unoś się tak. Tylko lepiej naucz się panować nad własnym sztyletem aby nie zranić więcej swojego chłopaka.
-Ty mała su…-Ponownie rzuciła się na Amarę ,lecz tym razem poradziła sobie bez pomocy Percy’ego który był zbyt oszołomiony by zareagować.
Amara wykonała kilka uników przed pięściami napastniczki niestety Anabeth była równie sprytna i przyszpiliła ją do ściany przykładając jej sztylet do gardła.
-Muszę przyznać ,że nie doceniałam cię .
Te słowa wybiły Anabeth z rytmu i inicjatywę przejęła Amara wyciągając swoje ostrze zza pasa przycisnęła swoją przeciwniczkę do ziemi.
Uśmiechnęła się złośliwie .
-O co ci chodzi ?
-Nie jesteś tu mile widziana ,wynoś się stąd !- wychrypiała.
Amara straciła nadzieję na jakiekolwiek porozumienie. Dźwignęła się na nogi i wyszła z pomieszczenia.
* * * * * * * * * * * *
Nadeszła noc. Nadal nie wybrała domku,nadal nie wiedziała się kim są jej rodzice i nadal nie wie kim ona jest -siłowała się z tymi myślami siedząc oparta o sosnę Thalii. W dłoniach trzymała swój sztylet, zastanawiała się dlaczego wywołał on u Anabeth tyle gniewu a może to nie sztylet tylko ona sama.
-Pierwszy dzień jest zawsze najgorszy.-usłyszała znajomy głos za plecami. Odwróciła się i ujrzała chudego bladego chłopaka z czarną czupryną. Poczuła znajomy chłód .
-Nico to ty ?
-Mhm.-Chłopak usiadł obok niej.-Rachel opowiedziała mi co dzisiaj się stało...\
-Proszę nic nie mów. -pokazała swój sztylet Nicowi.- Wszystko było dobrze dopóki go nie zobaczyła.
Nico złapał za głowicę i dokładnie się jej przyjrzał.
-Sowi sztylet.-burknął pod nosem.
-Tyle to sama wiem.-wyrwała sztylet z rąk chłopaka i schowała za pas.
-Ej!
-Już się napatrzyłeś. Nie lubię gdy ktoś oprócz mnie go dotyka.
-To normalne. A co do sztyletu to nie dziwie się,że Anabeth się zdenerwowała.
-Ona chyba sugerowała,że go ukradłam ?
-Sam nie wiem, ale gdzieś słyszałem historię o sowim ostrzu.
-Opowiesz mi -przerwała.
-Mhm, właśnie do tego zmierzam.-Ułożył się wygodnie i zaczął mówić.
-To zdarzyło się zaraz po tym jak Atena została patronką Aten. Ludzie wdzięczni za opiekę Ateny wykuli dla niej sztylet. Uznała to za miły gest ,ale sztylet wykonany był ze stali więc nie przydałby się jej zanadto. Którejś nocy zakradła się do podziemi i zanurzyła sztylet w Styksie przez co stał się niezniszczalny a kontakt z jego ostrzem nawet najmniejszy wysyłał każdą śmiertelną istotę do Hadesu lub Tartaru.
-No to jakim cudem ja go mam skoro on należy do Ateny?
-Nie dałaś mi dokończyć. Atena dumna ze swojego dzieła postanowiła obdarowywać nim każde ze swoich dzieci ,które wykazało się ogromną mądrością i odwagą. Anabeth wiele razy pytała się o niego Chejrona, nieskromnie mówi ,że należy się jej i ma racje .Chejron powiedział ,że sztylet zaginął ,że Atena obdarowała nim jedno ze swych dzieci i nie wrócił do tej pory.
Zaniepokojona Amara spojrzała w gwiazdy tak jakby szukała w nich odpowiedzi.
-Słyszałam czego dokonała Anabeth, ale to tylko sztylet. Ostrze nie świadczy o miłości matki do dziecka. Spójrz na mnie.-Nico uśmiechnął się.-Nie mam nic tylko ten głupi sztylet...Co mi po nim skoro nawet nie wiem kim jestem ?- Łza spłynęła jej po policzku.
Nico podniósł się i wyciągną rękę w stronę Amary.
-Nie będziesz tu spała. Las nie jest zbyt bezpieczny ,szczególnie w nocy,nawet tutaj.
Spojrzał na sosnę. Dziewczyna chwyciła chłopaka za rękę.
-Wybrałaś już domek ?
-Wydaję mi się ,że tak.
-Świetnie. Chodź.
* * * * * * * * *
Spacer był przyjemny. Nico opowiadał jej o Rzymianach o jego siostrze i jej chłopaku oraz o reszcie przyjaciół. Przerwały im odgłosy dochodzące z wybrzeża. Obydwoje wyjęli broń i schowali się za jedną z łódek. Nie było wiatru ,dlatego morze powinno być spokojne ale nie tym razem. Fale wznosiły się na kilkanaście metrów ale za każdym razem zatrzymywały się tuż przy brzegu. Na plaży stał Percy był sam ale do czasu. Po chwili wyskoczyła Anabeth w pełnym uzbrojeniu. Percy wyjął miecz i zaczął bronić się przed napastniczką.
-Hej !- Nico nie zdążył jej powstrzymać. Amara wyciągnęła sztylet i ruszyła na pomoc Percy’emu. Gdy Anabeth spostrzegła Amare zakończyła walkę odpychając Percy’ego na bok.
-Znowu ty ! Tym razem ci nie podaruje.
Anabeth miała znaczącą przewagę. Miała zbroję i długi na 1.5 m miecz z niebiańskiego spiżu.
Amara wycofała się na pomost, dopiero po chwili zorientowała się,że był to błąd. Anabeth zwolniła trochę i napawała się strachem przeciwniczki.
-Daję ci ostatnią szansę ?Skąd masz ten sztylet ?
-Już ci mówiłam.
-Nie wierzę ci.
-Rób jak chcesz.- Amara skorzystała z ostatniej szansy .Pobiegła w prost na Anabeth ale gdy ta podniosła miecz wykonała zręczny unik i zepchnęła ją do morza.
-Zwariowałaś !? - dobiegł ją głos biegnącego w jej kierunku Percy’ego. Nie zdążyła nawet od powiedzieć, chłopak wskoczył do wody na ratunek Ann.
-Dlaczego ją zaatakowałaś ? -z cienia wyskoczył Nico.
-Chciałam pomóc Percy’emu.
-Hahahaha -Nico zaczął się śmiać.
-Co cię tak bawi?
Nico uśmiechnął się.
-Oni codziennie to robią. Ćwiczą .
Amara otworzyła szeroko oczy.
-Ja..ja nie wiedziałam.
-Nie poprawie ci tym humoru ale teraz to dopiero cię znienawidzi.
-Wiem. Na szczęście Percy jest synem Posejdona ,zaraz ją wyciągnie.
Nico zamyślił się na chwile. Wydawało się to nie możliwe ale stał się jeszcze bladszy niż wcześniej.
-Zaraz,zaraz….Percy jest synem Posejdona ! Wybrzeże jest płytkie ,co oni robią tam tak długo?
Jak na zawołanie Percy wypłynął na powierzchnię ,ale bez dziewczyny. Był równie blady jak Nico…
-Nie ma jej ! Szukałem wszędzie !
Przypomniała jej się opowieść Nica o sztylecie jej matki ,a dokładnie fragment o wysyłaniu zranionych przeciwników do Hadesu. Z przerażeniem spojrzała na swój sztylet ...łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
-Percy…- powiedziała drżącym głosem. -Ja..-spojrzała mu w oczy, co było najgorszym błędem jaki mogła zrobić. Były pełne rozpaczy i strachu zapewne tak jak jej w tym momencie. Wysunęła do przodu swój sztylet na którym spoczywała smuga krwi. - Ja...ja chyba ją zabiłam.
_________________________________________________________________________
Przepraszam,że napisałam opis Amary w takim momencie ale kiedyś musiałam go wstawić. 



piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 5.

Cała trójka miała już opuścić lecznicę gdy dobiegł ich głos Willa.
-A ty gdzie się wybierasz ?!- zapytał jednocześnie opatrując ranę jednemu z obozowiczów.
-Idę razem z Piper i Amarą no wie…-nie zdążył dokończyć.
-Nie.Zostajesz tutaj nie mam jeszcze pewności czy wszystko z tobą w porządku niektóre urazy są bardzo trwałe.- spojrzał z ukosu na Piper,która od razu zrozumiała o co chodzi.
-Jasonie zostań.-powiedziała to tak płynnie i delikatnie,że nawet Amara poczuła chęć pozostania w lecznicy na dłużej.
-No nie wiem.Czuję się dobrze ale skoro to cię zadowoli.Zostanę.
-Dziękuje kochanie.- podniosła się na palce i pocałowała Jasona w policzek. -Wrócę do ciebie niedługo.-Po czym wyszła pociągając za sobą Amarę. 
Po opuszczeniu lecznicy Amara czuła się bardzo nieswojo.Podziwiała piękne widoki i wdychała zapach truskawek i świeżo skoszonej trawy.Nie mogła uwierzyć ,że to wszystko może stać się jej domem jednak jedna rzecz nie dawała jej spokoju (oczywiście pomijając fakt,że nie wie nawet kim jest):
-Piper, co to było
-Hmm ?. 
-Chodzi mi o tą sztuczkę z głosem?
-To była czarmowa .Używam jej tylko w nagłych przypadkach.
-To było aż tak ważne aby tam został ?
Piper nagle posmutniała i spuściła wzrok z dziewczyny.
-Przepraszam. Nie powinnam się tak wypytywać, ledwo się znamy.-szybko dodała.
Dziewczyna zmusiła się do uśmiechu.
-Wiesz to bardzo długa historia… Piper opowiedziała swoją historię od zdarzeń nad klifem aż do dnia dzisiejszego.Oczywiście pominęła parę intymnych szczegółów. Amara ze zdumieniem wpatrywała się w nowo poznaną dziewczynę. Nigdy nie przy puszczałaby ,że to właśnie ona przyczyniła się do ocalenia świata. 
-A jeśli chodzi o Jasona… ta rana od miecza -ciągnęła dalej -ona czasami przypomina o sobie.
-Rozumiem, ale czy nie da się … no nie wiem ...
-Will nad tym pracuje, miesza różne zioła ,na pewno coś wymyśli.- pocieszała się w duchu. 
Dalej szły w milczeniu. Amara czuła, że poruszyła nieodpowiedni temat.
                                                             * * * * * * * *
-Jak to nie możesz mi nic powiedzieć! Widziałam cię ! Mówiłeś,że mogę się tu szkolić, że będziesz mnie uczyć !Kłamca !- wrzeszczała i biegała jednocześnie demolując gabinet Chejrona. To był jej słaby punkt, zawsze musiała się na czymś wyżyć. Tym razem padło na stare księgi i notatki Chejrona. Zręcznie nadziewała na sztylet fruwające w powietrzu kartki jak na szaszłyk. 
-Moja droga, twój gniew nic nie da .Przysiągłem na Styks iż będę milczał. -wzruszył ramionami siedząc na swoim wózku inwalidzkim. 
-Ha ! Wy i te wasze przysięgi ! -zakpiła.- Słyszałam o jednej przysiędze… a no tak Zeus, Posejdon i Hades !
-Imiona, imiona mając moc.- powiedziała jednocześnie ro zmasowując sobie skroń. 
Amara zatrzymała się na chwilę .
-A co do tej przysięgi… bardzo ciekawe, co oni tam sobie… Ach no tak ! Dzieci,chodziło o to ,że nie będą mieć półboskich dzieci .To naprawdę interesujące, bo niedawno poznałam trójkę ciekawych herosów - wskazała sztyletem na zdjęcie wiszące na ścianie -Jason, Nico i Percy.
Rzuciła piorunujące spojrzenie centaurowi.
-Owszem ,ale doszli do porozumienia. To zupełnie inny przypadek…
-Czyli mi nie pomożesz -oczyściła sztylet z papieru i schowała go do pasa. 
-Nie mogę nic zrobić, oprócz przyjęcia cię do obozu. Twoi rodzice wyrazili się jasno.
Amara wyszła trzaskając drzwiami.


                                                              * * * * * * * * * * * *

Była wściekła na centaura.Wyjęła sztylet i zaczęła wyżywać się na pobliskim drzewie.
“Głupi koń” -mruczała pod nosem, za każdym razem gdy wbijała ostrze w drzewo - “A moi rodzice ?Ci to mają tupet .
-Co zrobiło ci to biedne drzewo? -usłyszała głos za plecami.
Odwróciła się i odruchowo przystawiła sztylet do gardła chłopaka.
Od razu go rozpoznała, był prawie na każdym zdjęciu w gabinecie Chejrona (na samą myśl o nim wzbierał się w niej gniew) - mniejsza- był to Percy Jackson.Wysoki ,morskooki szatyn w niebieskiej bluzie ,białych szortach i japonkach.Wszędzie wyczułaby ten absolutnie zniewalający zapach oceanu.  
   Chłopak uśmiechnął się i delikatnie odsunął sztylet .
-Wszystko słyszałem.Cieszę się ,że już wszystko w porządku… -zerknął na poharatane drzewo.- to znaczy cieszę się ,że odzyskałaś wzrok.
-Tak,ja też się cieszę. - schowała sztylet i zaczęła wiązać sznurówki,tylko po to aby nie patrzyć mu w oczy .Peszyły ją.
-Ej, dlaczego nam nie powiedziałaś? 
-A ty co zrobiłbyś na moim miejscu ? Wyobraź sobie ,że jesteś ślepą dziewczynką w lesie do tego z amnezją i nagle trójka chłopaków proponuje ci ,że zabiorą ci do jakiegoś w ogóle nieznanego ci obozu w którym rządzi zarozumiały centaur.
Percy przykląkł na jedno kolano .Zatrzymał jej ręce aby spojrzeć jej prosto w oczy.
-Też miałem amnezję i wiem- to nie jest fajne,ale nie możesz wyżywać się na drzewach.Driady na pewno nie byłyby zadowolone.Jeśli chcesz rozładować trochę energii zapraszam na plac do szermierki. -uśmiechnął się szarmancko i zerwał się na nogi. 
-A co do tego “zarozumiałego centaura” .Co takiego zrobił ci Chejron ?
-Wie coś o mojej przeszłości, ale twierdzi że przysiągł milczeć na ten temat. 
-Wiem coś o tym… 
Zrobiło się trochę niezręcznie.
-Ach no tak zapomniałbym. W którym domku zamieszkasz ?
-Słucham ?
-No wiesz, zazwyczaj nie określeni trafiają do domku Hermesa … no ale skoro Chejron wie kto jest twoim rodzicem, to znaczy,że już kiedyś byłaś uznana.
-Rzeczywiście, skoro Chejron nie ma zamiaru powiedzieć mi kto jest moim boskim rodzicem…
Sama wybiorę sobie domek.
-No nie wiem czy to dobry pomysł. -Percy podrapał się po głowie. -Ostatnim razem gdy ten chłopak to zrobił...nie skończyło się to dobrze.
-Mniejsza -zaczęła się rozglądać. 
-Chodź ze mną .- Percy objął ją ramieniem i ruszyli w stronę domków.
                                                      * * * * * * * * * * * *
Przed domkiem numer trzy siedziały dwie dziewczyny. Jedna z nich miała blond włosy i przenikliwe szare oczy. Druga miała burzę rudych loków i zielone oczy, a jej twarz usłana była piegami. Były zajęte rozmową. 
Percy nagle zatrzymał się i szybko zdjął rękę z jej ramienia.
-Coś się stało ?
-Nie, tylko… 
-Perseuszu Jacksonie !Gdzieś ty był ! -Jedna z dziewczyn podniosła się i zaczęła szybko iść w ich kierunku. Wyciągnęła zza pasa sztylet. Łudząco podobny do sztyletu Amary.Im bliżej była tym lepiej widziała gniew przepełniający jej oczy.Percy stał nieruchomo. Dziewczyna podeszła na tyle blisko jak była wstanie .Patrzyła mu prosto w oczy. 
Amara była pewna ,że zaraz go zaatakuje. 
-Też za tobą tęskniłem kochanie - podniósł dziewczynę i pocałował .Całowali się na tyle długo by Amara mogła poczuć się niezręcznie. 
-Ekhem.-wykrztusiła. Podziałało.
-No tak… przepraszam. Amaro to moja dziewczyna Anabeth. Anabeth to jest Amara.
Dziewczyny uścisnęły sobie dłonie.

czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 4.

 Chejron patrzył na nią badawczo. Po czym zwrócił się do chłopców.
-Jasonie, Nico czy moglibyście nas zostawić -muszę porozmawiać z naszą nową podopieczną.
Jason spojrzał porozumiewawczo na Nica.
-Dobrze.
Poczuła lekkie uczucie strachu, do tej pory to oni jej towarzyszyli.
-Amaro, jeśli będziesz nas potrzebować… wiesz o kogo pytać ?
-Tak, jasne- odpowiedziała.
Nico lekko popchnął Jasona po czym razem udali się do obozu.
Chejron nadal patrzył na dziewczynę w milczeniu. Amara wsłuchiwała się w otoczenie szukając ewentualnej drogi ucieczki, wcale nie była taka pewna czy zagości dłużej w obozie pomimo tego iż Chejron nazwał ją “nową podopieczną” .
-Witaj w obozie Herosów.
-Eeem, no dziękuje.- Amara odetchnęła z ulgą.
-Zapraszam cię do środka, musisz wiele zobaczyć.
-Tak oczywiście tylko…
-Niech zgadnę -zamyślił się na chwilę po czym dokończył - straciłaś wzrok prawda ?
-Tak. - to znaczy, skąd ty to wiesz !
-Mam swoje sposoby, poza tym ani razu odkąd tu jesteś nie spojrzałaś na nic innego niż na mnie to raczej oczywista cecha osób niewidomych prawda ?
-No tak, ale nikt oprócz ciebie tego nie zauważył.
-Po prostu zwracam uwagę na szczegóły moja droga, zresztą to normalne po tak długim śn…- nagle przerwał.
-Chwila.-przeskoczyła nerwowo z nogi na nogę- nic nie wspominałam o śnie ani tobie ani chłopcom.
Chejron zaniemówił na chwilę.
-Rozmawiałem z kilkoma driadami.
-No niech ci będzie.
-Chodź ze mną zaraz przywrócimy ci wzrok.- położył rękę na ramieniu dziewczyny.
Nagle ugięły się jej nogi. Amara upadła na ziemię.
Zaczęła śnić.
Zobaczyła niewyraźny obraz, a raczej wspomnienie.
Była małym dzieckiem w kołysce nad nią stało dwóch mężczyzn ,nie widziała dokładnie ich twarzy. Wyciągała do nich swoje małe rączki ,jeden z mężczyzn pochylił się nad nią.
-Wyrośnie z niej wspaniała łowczyni.
-Wcale tak nie uważasz, popełniłeś ogromny błąd obiecując ją Artemidzie. -dodał drugi ,poznała ten ciepły głos- należał do Chejrona.
-Nie miałem wyboru, ona nie mogła się o niej dowiedzieć. Zabiłaby ją bez wahania.
-Mógłbym ją ukryć w obozie , trenować.
-Nie. Za późno podjąłem decyzję, będziesz ją uczyć ale nie w obozie - wychowa się tutaj wśród ludzi.
-Jak sobie życzysz.

Sen się urwał. Otworzyła oczy, od razu uśmiech zagościł na jej twarzy- widziała.
Spojrzała na swoje dłonie i nogi. Straciła już nadzieję, że kiedykolwiek zobaczy jeszcze światło dzienne a teraz nareszcie widzi. Nagle nachylił się nad nią chłopak. Amara zerwała się szybko uderzając go w czoło.
-Au! Wielkie dzięki.
-Nie ma za co - prychnęła i podała chłopakowi rękę.
-Przepraszam -powiedziała rozglądając się po pomieszczeniu.
-Spoko… to lecznica. Chejron przyniósł Cię tu wczoraj powiedział ,że miałaś problem ze wzrokiem .
-Tak miałam .To ty mnie wyleczyłeś.
-Mhm,tak poza tym to jestem Will ,syn Apollina -oznajmił z dumą unosząc swój i tak już zadarty nos oraz piękne niebieskie oczy. Był niższy od Amary ,ubrany w pomarańczowy T-shirt i czarne spodnie.
Dziewczyna rzuciła się na niego bez wahania, objęła go ramionami.
-Hej, to tylko trochę ambrozji i ziół.- poklepał ją po plecach.
Puściła go i uśmiechnęła się szeroko.
-Ja jestem Amara.
-Widzę ,że jesteś już w pełni sił, muszę zawiadomić Chejrona.- powiedział pocierając obolałe od uścisku ramiona.
Na to imię emocje opadły. Przypomniała sobie o śnie.
-Sama mu to powiem. Muszę się z nim zobaczyć.
-Okey, ja niestety jak widzisz mam tu dużo roboty, wczoraj odbywała się bitwa o sztandar…
-To tak gra prawda? Dwie drużyny, dwie flagi itp ?
-No tak, zawsze się tak kończą .Ale zabawa jest przednia. - z za kotary dobiegł głos ktuszącej się dziewczyny.
-Will ? Jesteś tam ?
-Yyy, wzywają mnie - poradzisz sobie ?
-Tak jasne tylko… powiesz mi gdzie mogę znaleźć Jasona lub Nica ?
-Jason ?Jest tutaj, wczoraj walczył z Percym … raz jeden ,raz drugi … ehh .
Will poszedł wzdłuż sali. Amara ruszyła za nim. Niektóre łóżka były wolne a na niektórych leżeli obozowicze w różnym wieku .Wszyscy byli w bandażach,gipsach a przy niektórych siedzieli inni obozowicze wyglądem przypominający Willa.
Nagle zatrzymał się przy jednym z łóżek. Siedział na nim chłopak z gipsem na ręku .Tak samo jak Will miał blond włosy zaczesane do góry i niebieskie oczy (Różniły się od oczów syna Apollina - miały w sobie ogromną moc,wieczną burzę )nie mogła się mu przyjrzeć ponieważ widok zasłaniała inna dziewczyna.
-Hej Jason jak tam żyjesz, może trochę wody no wiesz H2O prosto z morza… - powiedział kpiąco jednocześnie lekko uderzając chłopak w gips.
-Ee ej, aua !
-Och Bogowie .Czy wy wreszcie nie możecie z tym skończyć. Co tydzień to samo.
-Też cały czas to powtarzam ale on w ogóle mnie nie słucha. - powiedziała dziewczyna zwracając głowę w naszą stronę.
-Hej, to ty jesteś ta nowa. Jestem Piper -podniosła się po czym podała mi rękę.
-Amara - odpowiedziała.
Dziewczyna miała ok.metr 65 ,postrzępione brązowe włosy z powplatanymi w nie piórkami. Rysami przypominała nieco Indiankę. Ubrana była tak jak wszyscy w obozową koszulkę.
-Obudziłaś się ! - dźwignął się na nogi i poklepał po plecach Amarę zdrowym ramieniem.
-Dobra, ja już muszę iść.-oznajmił Will, po czym zwrócił się w stronę Amary- a ty pamiętaj aby zameldować się w wielkim domu .- po czym pobiegł w głąb sali.
Piper pocałowała Jasona w policzek i chwyciła go pod ramię.
-No Amaro, Jason opowiadał mi o twoich wyczynach w lesie - powiedz mi jak ty to zrobiłaś nie widząc. -zapytałam z uniesieniem w głosie.
-Eem, sama nie wiem ,po prostu wiedziałam co robić.
-Niesamowite, nie bałaś się ?- spojrzała ukradkiem na Jasona, który najwyraźniej był zażenowany faktem iż zaskoczyła ich niewidoma dziewczyna
-Oczywiście, że się bałam ale tak w ogóle to skąd o tym wiecie?
-Och przyzwyczaj się .Wieści w obozie szybko się rozchodzą.
-No tak, a dzieci Afrodyty jak zawsze wiedzą wszystko pierwsze.
Piper szturchnęła Jasona łokciem w bok.
-Przepraszam, uwielbiam jak się złościsz.
-Weź przestań, chodź oprowadzimy Amarę po obozie.

...................................................................................................................................................................

Przepraszam, że tak nagle zmieniam styl pisania.
Stwierdziłam,że i wam i mi będzie lepiej czytać i pisać w narracji trzecioosobowej.
Tak jak zawsze proszę o rady i opinie pod postem . 



poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 3.

Dopiero teraz zorientowałam się ,że oni jeszcze nie wiedzą .
Żaden z nich jeszcze nie wie ,że jestem ślepa i wcale nie mam zamiaru im o tym mówić .
Może uznacie to za “trochę” dziwne ale pomimo tego ,że zamierzam z nimi jechać do tego całego obozu i tak im nie ufam na tyle ,żeby zdradzić im mój “mały” sekret .
Musiałam szybko coś wymyślić . Tak mało czasu …
Zrobiłam, pierwsze co przyszło mi do głowy :

-Chłopaki chyba trochę źle się czuje - po czym upadałam na ziemię . Wiem trochę teatralne , ale zadziałało . Jeden z chłopców wziął mnie na ręce i ruszyliśmy.
Nie czułam się z tym dobrze. Nie cierpię robić z siebie ofiary losu , no niestety tym razem nie miałam wyboru.

Do samochodu doszliśmy szybko. Chłopak, który mnie niósł usiadł ze mną z tyłu kładąc moją głowę na swoim ramieniu. Nastała chwila milczenia, najwyraźniej byliśmy sami , czułam się niezręcznie dlatego postanowiłam przerwać milczenie :

-Dziękuje, już mi lepiej i przepraszam za kłopot.
-Przepraszasz za to ,że zemdlałaś ? - poznałam ten głos. To był Nico , zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio. Nie dość ,że go zaatakowałam to jeszcze musiał nieść mnie przez całą drogę .
-Tak i również za to ,że zaatakowałam cię wtedy w lesie. Myślałam ,że chcesz zrobić mi krzywdę.
-Nie ma sprawy, było minęło. Poza tym, to była moja wina, nie powinienem był cię straszyć .
-Nie wystraszyłeś mnie. Powiedziała bym ,że bardziej zaskoczyłeś.
-Acha , tak czy siak. Rozejm?
-Okey . Rozejm.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że nadal opieram się o jego ramię. Szybko wyprostowałam się i zaczęłam nowy temat :

-Tak w ogóle , to gdzie reszta i dlaczego nie jedziemy ?
-Jedno imię . Anabeth.
-Kto ? Chyba wspominałeś coś o niej w lesie , tak ?
-Mhm , to dziewczyna Percy’ego. Bardzo się martwi, gdy nie ma go przy sobie. Dużo razem przeszli.
-Rozumiem , ale co się stało . Jest tutaj ?
-Nie nie ma jej tutaj. Zadzwoniła na telefon Jasona , bo Percy zostawił swój w obozie.
A jeśli chodzi o to co się stało … No wiesz ta misja … dowiedzieliśmy się o niej tak nagle, musieliśmy od razu wyruszyć, Percy nie zdążył jej o tym powiedzieć. Nie ma nas dopiero jakieś 6 godzin, a ona już popadła w jakąś histerię. Znając życie przejdzie jej dopiero jak go zobaczy.
-Acha, musi go bardzo kochać.
-A on ją -powiedział to tak jakby był trochę zażenowany tym faktem. W tym momencie otworzyły się przednie drzwi samochodu. Do środka wsiedli Percy i Jason :
-Musimy szybko wracać .- powiedział Percy
-Ej, spokojnie . Nic jej nie będzie jest razem z Piper.
-Jason , dobrze wiesz jak jest. To moja wina , powinienem jej powiedzieć.

Usłyszałam ciężki oddech , który dochodził z fotel kierowcy , wiedziałam do kogo należy.
Zrobiło mi się go żal :

-Percy to nie twoja wina. Teraz skup się na tym aby bezpiecznie do niej wrócić.
-Może masz rację … zaraz chwila - obrócił się gwałtownie na swoim fotelu - Amaro, obudziłaś się. Jak się czujesz? Byłaś taka blada, bałem się ,że …
-Ale Nico, stwierdził ,że jesteś daleka od śmierci więc zaufaliśmy jego instynktowi .Jak zawsze.
-Okey, dobra możemy jechać ? - zmieniłam temat.
-Jasne, już jadę.

Szczerze ? Nienawidzę być w centrum uwagi. Takie chwile jak ta są dla mnie trochę żenujące, ale o co chodzi z tym całym przeczuciem Nica ? - to mnie trapiło przez całą drogę .

Dotarcie na miejsce zajęło nam jakieś 15 minut , zdziwiło mnie to.
Błądząc po lesie nie natknęłam się na ,żadnego herosa ani ,żadne mityczne stworzenie o których mówił Percy opowiadając o obozie, oczywiście nie licząc trzech Mojr . Podobno jest ich tam mnóstwo (potworów ,nie Mojr ).

Samochód zatrzymał się bardzo gwałtownie :

-Co się stało ? - zapytałam podnosząc się z oparcia przedniego siedzenia.
-Nic - powiedział Jason przez zaciśnięte zęby -po prostu , KTOŚ tu jest fatalnym kierowcą .
-Odpuść sobie Grace. -ale nie było w tych słowach,żadnego entuzjazmu -Muszę iść , przepraszam. Zajmijcie się nią Chejron czeka na was przy bramie .
-Ej Percy - zatrzymałam go. Chciałam życzyć mu powodzenia ale uznałam ,że to raczej zły moment .- Dzięki , za wszystko.
-Nie masz za co. Naprawdę, a teraz muszę biec, przepraszam. - jak powiedział, tak zrobił .
-Okeeey , Amaro nie jestem uzdrowicielem , ale wydaję mi się ,że nie dasz rady sama dojść do obozu więc …

Już miałam protestować, ale uświadomiłam sobie ,że znowu nie mam wyjścia.
Nico i Jason wyszli z samochodu i pomogli mi “stanąć na nogach “ . Oczywiście, żeby wyglądało to realistycznie musiałam ostro grać , ponieważ tak naprawdę czułam się świetnie.

Po kłótni z Jasonem postawiłam na swoim i tylko skorzystałam z jego ramienia ( tym razem to on chciał nieść mnie na rękach , ale przekonałam go ,że czuję się dużo lepiej ).

Szliśmy szybko ,albo może to ja nie przywykłam do takiego tępa po kilku dniach powolnej tułaczki po lesie. Jason całą drogę opowiadał mi o tym co jest w obozie, o zajęciach z szermierki i łucznictwa , o wyścigach rydwanów i stajniach pegazów .
To musiało wyglądać niesamowicie , szkoda tylko ,że miałam tego nie zobaczyć.

Nagle zatrzymaliśmy się , czułam obecność osoby trzeciej. Wysokiego mężczyzny , baaardzo wysokiego mężczyzny o potężnej budowie .

-Amaro to jest Chejron, opiekun obozu - opowiadałem ci o nim ,Chejronie to jest Amara .

Nogi mi zesztywniały. Jason mówił ,że Chejron wie wszystko a jeśli nie wie to i tak prędzej czy później się dowie. Dlatego wiedziałam ,ze to przednim będzie mi najtrudniej ukryć mój sekret .

-Witam - wyciągnęłam rękę na przywitanie a on ją uścisnął.



niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 2.

 Minęły hmm dwa dni ? A ja nadal miałam przeczucie ,że poruszyłam się może o dwa kilometry - nie więcej - Tym tempem było to bardzo możliwe .
Wzięłam długi kij , który służył mi za laskę . Przed wykonaniem jakiego kolwiek ruchu dokładnie badałam podłoże , dopiero potem wykonywałam krok .Czyli jakieś 0,5 m/min .
Podczas takiego bezsensownego błądzenia , zastanawiałam się nad słowami staruszek .
“jak on mógł ci to zrobić ? “.Najwyraźniej moje kalectwo powinnam KOMUŚ zawdzięczać .
Przez moment wydawało mi się ,że ktoś za mną stoi . Wmawiałam sobie ,że popadam w paranoje i powinnam się uspokoić …
W tym momencie ktoś o lodowatych dłoniach ,złapał mnie za nadgarstek . Był silny , więc mogłam wykluczyć jedną z tych staruszek .

-Hej , jestem Ni.. - nie dokończył szybko przejęłam inicjatywę . Teraz to ja trzymałam go za nadgarstek.
-Czek… - powiedział. Szybko wykręciłam mu rękę i zastosowałam jeden z tych obezwładniających ruchów , który umożliwiał wyłącznie oddychanie . Szybko wyjęłam sztylet ,(który miałam odkąd się “obudziłam “ umocowany przy pasie) i przystawiłam mu do gardła.
-Teraz , nie kiwniesz nawet palcem . Inaczej poderżnę ci gardło i rzucę na pożarcie piekielnym psom ( skąd ja znam takie teksty ? ) .- wyszeptałam mu do ucha.

Usłyszawszy szelest wskoczyłam jeńcowi na plecy nie odrywając ostrza od gardła chłopaka.

-Nicooooo ! Chłopie , gdzie ty jesteś ?! Znalazłeś ją ?!
Dwie osoby znalazły się jakieś 5 metrów od nas .
-O bogowie …. Jason , on chyba ją znalazł …
-Cisza ! Jeden krok , a on zginie rozumiecie ! - czułam przerażenie . Najprawdopodobniej trzech chłopaków , przeciwko jednej niewidomej dziewczynie (chyba trochę marne szanse ) .-Ja tu zadaję pytania , wy odpowiadacie !
-Posłuchaj ,my … -odezwał się trzeci. Po tym jak drugi do niego się zwracał wywnioskowałam ,że ma na imię Jason .
-Powiedziałam cisza ! - nastąpiła chwila milczenia .
-No więc .. Nico , Jason i ?
-Percy - na to imię przypomniał mi się ocean . Poczułam morską bryzę i usłyszałam , szum fal to było …. chwila , on mnie w ten sposób rozprasza.
-No więc … kogo tu szukacie .Hmm , może ty Jasonie ?
- Najwyraźniej ciebie .
-Wyjaśnij … eee Percy?
-No więc , dostaliśmy pilne wezwanie od eeem najbardziej “piorunującego “ boga.Który powiedział , cytuję “ Znajdźcie , zagubioną w ciemności i przy prowadźcie do obozu . Ona was poprowadzi “ , jesteś zgubiona ?
-Ha ! więc to wy jesteście ci “ONI” …
-My chcemy ci pomóc cokolwiek oznacza to “ zagubiona w ciemności “ . On mówi ,że to ty nas poprowadzisz .
-Ku czemu ?
-Jedności - powiedzieli jednocześnie .
-Więc teraz , tak po prostu , mam puścić waszego przyjaciela wolno i pójść razem z wami do jakiegoś tam obozu i poprowadzić was ku jedności ?
-Chyba tak - od powiedział niepewnie Jason
-Myślicie ,że jestem idiotką ?
-Nie, nie ! My tylko chcemy ci pomóc , tutaj nie jesteś bezpieczna .Roi się tu od potworów a w obozie jest bezpiecznie . Wiem teraz może zabrzmieć to dziwnie ale te wszystkie mity ,które poznawałaś w szkole i bogowie oni istnieją naprawdę a ty … - zaczął się tłumaczyć . On chyba Naprawdę uwarża mnie za idiotkę …
-No przecież wiem
-Naprawdę ? acha … To znacząco ułatwia nam sprawę , no więc w obozie jest pełno dzieci takich jak my ,no wiesz _półkrwi_ uczymy się tam bronić przed potworami i radzić sobie w normalnym ludzkim życiu .- po tych słowach zorientowałam się ,że lekko zluzowałam ucisk . Zaczęłam im ufać . Przecież i tak nie miałam wyjścia ,sama w takim stanie na pewno umarłabym przy pierwszym spotkaniu z jakimkolwiek potworem .
-Więc jak Amaro zaufasz nam ? - Percy powiedział to z takim spokojem i czułością … wszystkie moje obawy nagle znikły .
-Nie mam wyboru - uśmiechnęłam się i zeskoczyłam z pleców chłopaka .

Usłyszałam jego ciężki oddech .

-Percy … następnym razem … to ty idziesz przodem - powiedział to tak jakby właśnie wrócił z jakiegoś maratonu .
-Haha ! Jasne , gdybym to ja szedł pierwszy na pewno nie dałbym się tak szybko pokonać jak ty i to dziewczynie ,oczywiście bez urazy Amaro -odparł Percy , czy czułam się bez urazy ? NIE.
-Acha , no dobra . Zobaczymy co powie na to Anabeth , hm ?
-Ej , nawet nie myśl o tym ,żeby jej o tym ws….
-Ekhem chłopaki , ja tu jestem ! - upomniałam się .
-Nie zwracaj na nich uwagi , zawsze się tak zachowują . - zwrócił się do mnie Jason.
-No dobra idziemy do samochodu . Ja prowadzę ! - krzyknął Percy  

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 1.

Obudziłam się .
 - Tak, tak … wiem nie tak powinno zaczynać się opowieść o swoim życiu i przygodach , ale te słowa najbardziej pasują do tej sytuacji. Wyobraźcie sobie ,że jesteście niewidomi , nie wiecie gdzie jesteście ,kim jesteście - po prostu nie wiecie i nie widzicie NIC.
Jeśli sobie to wyobrazicie to będziecie mogli poczuć się tak jak ja .Otaczała mnie kompletna pustka -podejrzewałam ,że to musi być jeden z tych słynnych przypadków amnezji - jak w amerykańskich filmach w których rodzina i bliscy poszkodowanych mają za zadanie opowiedzieć im całe ich życie , zakochują się na nowo i w ogóle jest tak słodko , aż zbiera się na mdłości .Ja “na szczęście “ nie miałam nikogo kto mógłby mi pomóc.


  Byłam w lesie .Wyczułam drzewa , liście , ściółkę ,zwierzęta i ten charakterystyczny zapach.
Podniosłam się i złapałam najbliższego drzewa , starałam się wyczuć mech na drzewie aby choć trochę określić swoje położenie ale przerwał mi szelest łamanych gałązek tuż obok mnie.
Nagle poczułam na karku lodowaty oddech , a raczej trzy przerażające chłodne oddechy :


-Biedne dziecko , jak on mógł ci to zrobić ? 
-Eem , przepraszam kim jesteście i o kim wy mówicie ?
-Zabrał ci wszystko oprócz cierpienia …
-Mówicie  o mnie tak jakbyście mnie znały , wiecie kim jestem ?
( po głosach poznałam iż były to staruszki ok.70 lat - co takie kobiety robią w lesie ? ! … no w sumie ja też tu jestem , więc w tym momencie poziom dziwności się wyrównuje. ) 
-Och , oczywiście . My byśmy ci tego nie zrobiły . Chcemy ci pomóc , ale on …
-Proszę ! Czy wy rozumiecie ? Ja jestem ślepa ! Jak mam sobie poradzić ? 
-Nie możemy Amaro …
-Więc jestem Amara ! ? tak ,a wy ?!
-Za dużo powiedziałam . Siostry idziemy !
-Chwila … skoro wy jesteście trzema siostrami staruszkami .. ten przerażający nieludzki chłód … tylko bogowie tak potrafią ... wy jesteście Mojrami prawda ? 
-Wiedza nie zawsze działa na naszą korzyść …
-Skoro nie chciałyście ,żebym wiedziała to po co tu przyszłyście ?!
-Aby powiedzieć ci ,że ONI już idą .
-Chwila, że co ?!

“tsss”

-Di immortales - krzyknęłam , roznosząc echo po lesie .


Znikły . Super prawda ? 
Ustaliłam więc ,że jestem Amara . Przy najmniej tyle …
Ale co dalej ? Kim są ONI i poco tu idą ?
Nie miałam pojęcia co robić , ale miałam dziwne poczucie ,że nie mogę zostać w tym miejscu . Ten las wypełniony był potworami , one tak jakby do czegoś lgnęły.
Najbardziej rozsądne było iść przed siebie …