Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 3.

Dopiero teraz zorientowałam się ,że oni jeszcze nie wiedzą .
Żaden z nich jeszcze nie wie ,że jestem ślepa i wcale nie mam zamiaru im o tym mówić .
Może uznacie to za “trochę” dziwne ale pomimo tego ,że zamierzam z nimi jechać do tego całego obozu i tak im nie ufam na tyle ,żeby zdradzić im mój “mały” sekret .
Musiałam szybko coś wymyślić . Tak mało czasu …
Zrobiłam, pierwsze co przyszło mi do głowy :

-Chłopaki chyba trochę źle się czuje - po czym upadałam na ziemię . Wiem trochę teatralne , ale zadziałało . Jeden z chłopców wziął mnie na ręce i ruszyliśmy.
Nie czułam się z tym dobrze. Nie cierpię robić z siebie ofiary losu , no niestety tym razem nie miałam wyboru.

Do samochodu doszliśmy szybko. Chłopak, który mnie niósł usiadł ze mną z tyłu kładąc moją głowę na swoim ramieniu. Nastała chwila milczenia, najwyraźniej byliśmy sami , czułam się niezręcznie dlatego postanowiłam przerwać milczenie :

-Dziękuje, już mi lepiej i przepraszam za kłopot.
-Przepraszasz za to ,że zemdlałaś ? - poznałam ten głos. To był Nico , zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio. Nie dość ,że go zaatakowałam to jeszcze musiał nieść mnie przez całą drogę .
-Tak i również za to ,że zaatakowałam cię wtedy w lesie. Myślałam ,że chcesz zrobić mi krzywdę.
-Nie ma sprawy, było minęło. Poza tym, to była moja wina, nie powinienem był cię straszyć .
-Nie wystraszyłeś mnie. Powiedziała bym ,że bardziej zaskoczyłeś.
-Acha , tak czy siak. Rozejm?
-Okey . Rozejm.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że nadal opieram się o jego ramię. Szybko wyprostowałam się i zaczęłam nowy temat :

-Tak w ogóle , to gdzie reszta i dlaczego nie jedziemy ?
-Jedno imię . Anabeth.
-Kto ? Chyba wspominałeś coś o niej w lesie , tak ?
-Mhm , to dziewczyna Percy’ego. Bardzo się martwi, gdy nie ma go przy sobie. Dużo razem przeszli.
-Rozumiem , ale co się stało . Jest tutaj ?
-Nie nie ma jej tutaj. Zadzwoniła na telefon Jasona , bo Percy zostawił swój w obozie.
A jeśli chodzi o to co się stało … No wiesz ta misja … dowiedzieliśmy się o niej tak nagle, musieliśmy od razu wyruszyć, Percy nie zdążył jej o tym powiedzieć. Nie ma nas dopiero jakieś 6 godzin, a ona już popadła w jakąś histerię. Znając życie przejdzie jej dopiero jak go zobaczy.
-Acha, musi go bardzo kochać.
-A on ją -powiedział to tak jakby był trochę zażenowany tym faktem. W tym momencie otworzyły się przednie drzwi samochodu. Do środka wsiedli Percy i Jason :
-Musimy szybko wracać .- powiedział Percy
-Ej, spokojnie . Nic jej nie będzie jest razem z Piper.
-Jason , dobrze wiesz jak jest. To moja wina , powinienem jej powiedzieć.

Usłyszałam ciężki oddech , który dochodził z fotel kierowcy , wiedziałam do kogo należy.
Zrobiło mi się go żal :

-Percy to nie twoja wina. Teraz skup się na tym aby bezpiecznie do niej wrócić.
-Może masz rację … zaraz chwila - obrócił się gwałtownie na swoim fotelu - Amaro, obudziłaś się. Jak się czujesz? Byłaś taka blada, bałem się ,że …
-Ale Nico, stwierdził ,że jesteś daleka od śmierci więc zaufaliśmy jego instynktowi .Jak zawsze.
-Okey, dobra możemy jechać ? - zmieniłam temat.
-Jasne, już jadę.

Szczerze ? Nienawidzę być w centrum uwagi. Takie chwile jak ta są dla mnie trochę żenujące, ale o co chodzi z tym całym przeczuciem Nica ? - to mnie trapiło przez całą drogę .

Dotarcie na miejsce zajęło nam jakieś 15 minut , zdziwiło mnie to.
Błądząc po lesie nie natknęłam się na ,żadnego herosa ani ,żadne mityczne stworzenie o których mówił Percy opowiadając o obozie, oczywiście nie licząc trzech Mojr . Podobno jest ich tam mnóstwo (potworów ,nie Mojr ).

Samochód zatrzymał się bardzo gwałtownie :

-Co się stało ? - zapytałam podnosząc się z oparcia przedniego siedzenia.
-Nic - powiedział Jason przez zaciśnięte zęby -po prostu , KTOŚ tu jest fatalnym kierowcą .
-Odpuść sobie Grace. -ale nie było w tych słowach,żadnego entuzjazmu -Muszę iść , przepraszam. Zajmijcie się nią Chejron czeka na was przy bramie .
-Ej Percy - zatrzymałam go. Chciałam życzyć mu powodzenia ale uznałam ,że to raczej zły moment .- Dzięki , za wszystko.
-Nie masz za co. Naprawdę, a teraz muszę biec, przepraszam. - jak powiedział, tak zrobił .
-Okeeey , Amaro nie jestem uzdrowicielem , ale wydaję mi się ,że nie dasz rady sama dojść do obozu więc …

Już miałam protestować, ale uświadomiłam sobie ,że znowu nie mam wyjścia.
Nico i Jason wyszli z samochodu i pomogli mi “stanąć na nogach “ . Oczywiście, żeby wyglądało to realistycznie musiałam ostro grać , ponieważ tak naprawdę czułam się świetnie.

Po kłótni z Jasonem postawiłam na swoim i tylko skorzystałam z jego ramienia ( tym razem to on chciał nieść mnie na rękach , ale przekonałam go ,że czuję się dużo lepiej ).

Szliśmy szybko ,albo może to ja nie przywykłam do takiego tępa po kilku dniach powolnej tułaczki po lesie. Jason całą drogę opowiadał mi o tym co jest w obozie, o zajęciach z szermierki i łucznictwa , o wyścigach rydwanów i stajniach pegazów .
To musiało wyglądać niesamowicie , szkoda tylko ,że miałam tego nie zobaczyć.

Nagle zatrzymaliśmy się , czułam obecność osoby trzeciej. Wysokiego mężczyzny , baaardzo wysokiego mężczyzny o potężnej budowie .

-Amaro to jest Chejron, opiekun obozu - opowiadałem ci o nim ,Chejronie to jest Amara .

Nogi mi zesztywniały. Jason mówił ,że Chejron wie wszystko a jeśli nie wie to i tak prędzej czy później się dowie. Dlatego wiedziałam ,ze to przednim będzie mi najtrudniej ukryć mój sekret .

-Witam - wyciągnęłam rękę na przywitanie a on ją uścisnął.



niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 2.

 Minęły hmm dwa dni ? A ja nadal miałam przeczucie ,że poruszyłam się może o dwa kilometry - nie więcej - Tym tempem było to bardzo możliwe .
Wzięłam długi kij , który służył mi za laskę . Przed wykonaniem jakiego kolwiek ruchu dokładnie badałam podłoże , dopiero potem wykonywałam krok .Czyli jakieś 0,5 m/min .
Podczas takiego bezsensownego błądzenia , zastanawiałam się nad słowami staruszek .
“jak on mógł ci to zrobić ? “.Najwyraźniej moje kalectwo powinnam KOMUŚ zawdzięczać .
Przez moment wydawało mi się ,że ktoś za mną stoi . Wmawiałam sobie ,że popadam w paranoje i powinnam się uspokoić …
W tym momencie ktoś o lodowatych dłoniach ,złapał mnie za nadgarstek . Był silny , więc mogłam wykluczyć jedną z tych staruszek .

-Hej , jestem Ni.. - nie dokończył szybko przejęłam inicjatywę . Teraz to ja trzymałam go za nadgarstek.
-Czek… - powiedział. Szybko wykręciłam mu rękę i zastosowałam jeden z tych obezwładniających ruchów , który umożliwiał wyłącznie oddychanie . Szybko wyjęłam sztylet ,(który miałam odkąd się “obudziłam “ umocowany przy pasie) i przystawiłam mu do gardła.
-Teraz , nie kiwniesz nawet palcem . Inaczej poderżnę ci gardło i rzucę na pożarcie piekielnym psom ( skąd ja znam takie teksty ? ) .- wyszeptałam mu do ucha.

Usłyszawszy szelest wskoczyłam jeńcowi na plecy nie odrywając ostrza od gardła chłopaka.

-Nicooooo ! Chłopie , gdzie ty jesteś ?! Znalazłeś ją ?!
Dwie osoby znalazły się jakieś 5 metrów od nas .
-O bogowie …. Jason , on chyba ją znalazł …
-Cisza ! Jeden krok , a on zginie rozumiecie ! - czułam przerażenie . Najprawdopodobniej trzech chłopaków , przeciwko jednej niewidomej dziewczynie (chyba trochę marne szanse ) .-Ja tu zadaję pytania , wy odpowiadacie !
-Posłuchaj ,my … -odezwał się trzeci. Po tym jak drugi do niego się zwracał wywnioskowałam ,że ma na imię Jason .
-Powiedziałam cisza ! - nastąpiła chwila milczenia .
-No więc .. Nico , Jason i ?
-Percy - na to imię przypomniał mi się ocean . Poczułam morską bryzę i usłyszałam , szum fal to było …. chwila , on mnie w ten sposób rozprasza.
-No więc … kogo tu szukacie .Hmm , może ty Jasonie ?
- Najwyraźniej ciebie .
-Wyjaśnij … eee Percy?
-No więc , dostaliśmy pilne wezwanie od eeem najbardziej “piorunującego “ boga.Który powiedział , cytuję “ Znajdźcie , zagubioną w ciemności i przy prowadźcie do obozu . Ona was poprowadzi “ , jesteś zgubiona ?
-Ha ! więc to wy jesteście ci “ONI” …
-My chcemy ci pomóc cokolwiek oznacza to “ zagubiona w ciemności “ . On mówi ,że to ty nas poprowadzisz .
-Ku czemu ?
-Jedności - powiedzieli jednocześnie .
-Więc teraz , tak po prostu , mam puścić waszego przyjaciela wolno i pójść razem z wami do jakiegoś tam obozu i poprowadzić was ku jedności ?
-Chyba tak - od powiedział niepewnie Jason
-Myślicie ,że jestem idiotką ?
-Nie, nie ! My tylko chcemy ci pomóc , tutaj nie jesteś bezpieczna .Roi się tu od potworów a w obozie jest bezpiecznie . Wiem teraz może zabrzmieć to dziwnie ale te wszystkie mity ,które poznawałaś w szkole i bogowie oni istnieją naprawdę a ty … - zaczął się tłumaczyć . On chyba Naprawdę uwarża mnie za idiotkę …
-No przecież wiem
-Naprawdę ? acha … To znacząco ułatwia nam sprawę , no więc w obozie jest pełno dzieci takich jak my ,no wiesz _półkrwi_ uczymy się tam bronić przed potworami i radzić sobie w normalnym ludzkim życiu .- po tych słowach zorientowałam się ,że lekko zluzowałam ucisk . Zaczęłam im ufać . Przecież i tak nie miałam wyjścia ,sama w takim stanie na pewno umarłabym przy pierwszym spotkaniu z jakimkolwiek potworem .
-Więc jak Amaro zaufasz nam ? - Percy powiedział to z takim spokojem i czułością … wszystkie moje obawy nagle znikły .
-Nie mam wyboru - uśmiechnęłam się i zeskoczyłam z pleców chłopaka .

Usłyszałam jego ciężki oddech .

-Percy … następnym razem … to ty idziesz przodem - powiedział to tak jakby właśnie wrócił z jakiegoś maratonu .
-Haha ! Jasne , gdybym to ja szedł pierwszy na pewno nie dałbym się tak szybko pokonać jak ty i to dziewczynie ,oczywiście bez urazy Amaro -odparł Percy , czy czułam się bez urazy ? NIE.
-Acha , no dobra . Zobaczymy co powie na to Anabeth , hm ?
-Ej , nawet nie myśl o tym ,żeby jej o tym ws….
-Ekhem chłopaki , ja tu jestem ! - upomniałam się .
-Nie zwracaj na nich uwagi , zawsze się tak zachowują . - zwrócił się do mnie Jason.
-No dobra idziemy do samochodu . Ja prowadzę ! - krzyknął Percy  

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 1.

Obudziłam się .
 - Tak, tak … wiem nie tak powinno zaczynać się opowieść o swoim życiu i przygodach , ale te słowa najbardziej pasują do tej sytuacji. Wyobraźcie sobie ,że jesteście niewidomi , nie wiecie gdzie jesteście ,kim jesteście - po prostu nie wiecie i nie widzicie NIC.
Jeśli sobie to wyobrazicie to będziecie mogli poczuć się tak jak ja .Otaczała mnie kompletna pustka -podejrzewałam ,że to musi być jeden z tych słynnych przypadków amnezji - jak w amerykańskich filmach w których rodzina i bliscy poszkodowanych mają za zadanie opowiedzieć im całe ich życie , zakochują się na nowo i w ogóle jest tak słodko , aż zbiera się na mdłości .Ja “na szczęście “ nie miałam nikogo kto mógłby mi pomóc.


  Byłam w lesie .Wyczułam drzewa , liście , ściółkę ,zwierzęta i ten charakterystyczny zapach.
Podniosłam się i złapałam najbliższego drzewa , starałam się wyczuć mech na drzewie aby choć trochę określić swoje położenie ale przerwał mi szelest łamanych gałązek tuż obok mnie.
Nagle poczułam na karku lodowaty oddech , a raczej trzy przerażające chłodne oddechy :


-Biedne dziecko , jak on mógł ci to zrobić ? 
-Eem , przepraszam kim jesteście i o kim wy mówicie ?
-Zabrał ci wszystko oprócz cierpienia …
-Mówicie  o mnie tak jakbyście mnie znały , wiecie kim jestem ?
( po głosach poznałam iż były to staruszki ok.70 lat - co takie kobiety robią w lesie ? ! … no w sumie ja też tu jestem , więc w tym momencie poziom dziwności się wyrównuje. ) 
-Och , oczywiście . My byśmy ci tego nie zrobiły . Chcemy ci pomóc , ale on …
-Proszę ! Czy wy rozumiecie ? Ja jestem ślepa ! Jak mam sobie poradzić ? 
-Nie możemy Amaro …
-Więc jestem Amara ! ? tak ,a wy ?!
-Za dużo powiedziałam . Siostry idziemy !
-Chwila … skoro wy jesteście trzema siostrami staruszkami .. ten przerażający nieludzki chłód … tylko bogowie tak potrafią ... wy jesteście Mojrami prawda ? 
-Wiedza nie zawsze działa na naszą korzyść …
-Skoro nie chciałyście ,żebym wiedziała to po co tu przyszłyście ?!
-Aby powiedzieć ci ,że ONI już idą .
-Chwila, że co ?!

“tsss”

-Di immortales - krzyknęłam , roznosząc echo po lesie .


Znikły . Super prawda ? 
Ustaliłam więc ,że jestem Amara . Przy najmniej tyle …
Ale co dalej ? Kim są ONI i poco tu idą ?
Nie miałam pojęcia co robić , ale miałam dziwne poczucie ,że nie mogę zostać w tym miejscu . Ten las wypełniony był potworami , one tak jakby do czegoś lgnęły.
Najbardziej rozsądne było iść przed siebie …