Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 9.

Od razu na wstępie ,proszę o wyrozumiałość. Pewne osoby muszą zginąć ponieważ ich śmierć ma ogromny wpływ na dalszy ciąg akcji. Czytając ponownie ten tekst, sama nie mogłam uwierzyć w to  co napisałam .Niestety tak musiało być...
________________________________________________________________________

Minęły 3 dni, które dla Amary ciągnęły się w nieskończoność. Ograniczona przestrzeń doprowadzało ją do szału a nieustanne kłótnie Nica i Percy’ego wcale nie umilały jej podróży.
-Czy możecie się zamknąć !- wreszcie wybuchła.
-To on zaczął.- Percy bezradnie rozłożył ramiona wskazując na Nica.
-Ha-ha-ha. Bardzo śmieszne. -Nico wyjął ze swoich włosów kilka wodorostów.
Percy szybko zakrył dłonią usta aby nie wybuchnąć śmiechem.
-Zachowujecie się jak dzieci.-starała się zachować powagę.-Percy powinieneś przeprosić Nica.
-Ja ? A pamiętasz wczoraj ?- Percy wskazał na siniaka.
Nico machnął lekceważąco dłonią.
-To był tylko niewinny żart.
-Mhm, a pamiętasz wtedy jak….
-Dobra ! Rozumiem. -krzyknęła. -Obydwoje zawiniliście. Błagam przeproście się nawzajem i skończcie to wreszcie.
Chłopcy spojrzeli po sobie.
-Nie.-powiedzieli jednocześnie.
-Nie no to chyba pierwsze w czym się zgadzacie.-mruknęła pod nosem i z powrotem zajęła swoje miejsce. Ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy ciesząc się chwilą ciszy. Uwielbiała jak delikatna bryza i słońce muskają jej skórę. Jednak nie dany był jej relaks.
* * * * * * * * * * *
-Percy ! -Przerażony głos Nica szybko podniósł ją na nogi. Nawet nie zdała sobie sprawy kiedy zasnęła. Był środek nocy.
-Co jest ? -Amara niespokojnie rozejrzała się po pokładzie. Była na nim tylko ona i Nico.
-Co się stało ?
-Wiatr ! Nie zdążyłem nawet mu pomóc. -mówił (a raczej krzyczał) roztrzęsionym głosem.
-No nie… -musiała szybko opracować plan działania. Wskoczyć czy nie wskoczyć…
-Amaro spójrz. -na wodzie pojawiła się plama krwi ,wkrótce stała się na tyle duża aby objąć całą łódź .Czuła się jak w horrorze, zawsze przerażał ją widok krwi. Starała się opanować, sztywno stała na środku ze sztyletem w dłoni a za nią zwrócony plecami Nico. Wyczekiwali ataku.
-Nic. Cisza. -skomentował Nico.
-Myślisz ,że to potwór…
-Sam nie wiem co myśleć. Ale chyba nie sądzisz że ta krew to…
-Nawet o tym nie mów Nico.
Cały czas stali oparci o siebie plecami.
-Tu nic nie ma. Trzeba wskoczyć do wody i…
-To bez sensu. Jest ciemno. Nie umiemy oddychać pod wodą.
-Więc co mamy zrobić, ty tu dowodzisz ?
Amara zamarła. Przyjrzała się dokładniej.”Nie nie nie “- powtarzała w duchu. Teraz była pewna.
-Nico musisz mi pomóc.
Chłopak przytrzymał ją a ona w tym czasie wyciągnęła z wody za pomocą miecza Nica obozowy naszyjnik.
-To jego prawda ? -zapytała z niepokojem zdejmując go z ostrza.
Nico wziął go do ręki dokładnie oglądając każdy z paciorków .Po chwili ponuro przytaknął.
-Ale to o niczym nie świadczy, zaczekaj zaraz do nas wypłynie.
-Amaro wiem, że…
-Zaczekaj !- łzy zaczęły napływać do jej oczu.
Nagle ktoś przechylił łódź próbując się na nią wdrapać. Wpadli do wody.
Amara była zdezorientowana, szybko wynurzyła się na powierzchnię ale nikogo nie było ani Nica ani łodzi. Była sama na środku oceanu.
* * * * * * * * * * *
“O co chodzi” -starała się zrozumieć ale na próżno. W jednej chwili sceneria się zmieniła.
Była w lesie, obok niej stała niewiele młodsza od niej dziewczynka ubrana w białą grecką tunikę z łukiem w ręku i kołczanem na plecach. Amara rozpoznała w dziecku samą siebie. Nagle dziewczynka ruszyła na przód. Nadal była noc. Amara z trudem nadążała za “sobą” . Nagle dziecko zatrzymało się i zwróciło się do niej. “Nikomu nie mów, to będzie nasz sekret. “. Przyłożyła palec do ust Amary po czym strzała przebiła jej serce na wylot. Amara zaczęła krzyczeć. Było to niemożliwe ponieważ strzałę wycelowała siedząca na drzewie kukułka. Amara wiedziała ,że jest to nieracjonalne ale nie zastanawiała się nad tym ,po prosu zaczęła uciekać.
* * * * * * * * * * * *
Obudził ją gwałtowny podmuch wiatru. Był już ranek. Nico siedział przy Percym ?
“Chwila, Percym ?” - szybko zerwała się z miejsca. Odwróciła wzrok gdy tylko spojrzała na Percy’ego. Jego podkoszulek był cały zakrwawiony, a na środku klatki piersiowej ogromna rana najprawdopodobniej postrzałowa.
-Amaro pomóż mi proszę. -błagał Nico.
Zacisnęła mocno pięści i przemogła się.
Percy był blady jak trup. Na dodatek nieprzytomny. Amara poinstruowała Nica gdzie znajduje się apteczka i co ma robić, ona sama trzymała głowę Percy’ego na kolanach i co chwilę sprawdzała puls. Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku, Nico poradził sobie znakomicie. Niestety w pewnym momencie Amara nie mogła wyczuć pulsu. Pobladła.
-Amaro coś nie tak ? -Nico przez cały czas zachował kamienną twarz. Nic nie mówił, wykonywał jej polecenia dokładanie i w pełnym skupieniu.
-Podaj mu więcej ambrozji.
-Wiesz ,że nie mogę. Podałem mu tyle ile mogłem ,umrze jeśli…
-On nie umrze !
-Amaro wszystko będzie dobrze…
-Wiem !
-Dobrze…- Nico powoli położył dłoń na jej dłoni. -Czy mogę ?
-Nie ! Wszystko w porządku. -przytuliła bezwładne ciało Percy’ego jednocześnie szepcząc mu coś do ucha.
Nico poczuł to już kilka chwil temu, to samo uczucie towarzyszyło mu gdy dusza Annabeth przekraczała bramy Hadesu, ale ani myślał aby powiedzieć o tym Amarze. On sam nie mógł w to uwierzyć ale nie mógł pozwolić na chwilę słabości w jej obecności.
-Amaro spójrz na mnie.- powiedział stanowczo.
Skierowała poczerwieniałe od płaczu oczu na Nica.
-On nie żyje. -oznajmił.
Amara spojrzała z powrotem na Percy’ego ,delikatnie przeczesała jego włosy dłonią po czym jednym ruchem placów przymknęła jego powieki. Nachyliła się i pocałowała go w czoło …
Znowu odpłynęła...
* * * * * * * * * * * *
Tym razem była w “swoim” wieku. Przynajmniej tak jej się zdawało. Na rękach trzymała niemowlę, był to chłopiec z pięknymi dużymi oczami koloru morza. Śpiewała mu po starogrecku kołysankę. Po chwili usłyszała za plecami głos kobiety, ale nie była w stanie się obrócić.
“Och dziecko, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Wiem ,że musisz iść dlatego nie będę cie zatrzymywać. “Amara pocałowała chłopca w czoło ,w tym momencie wizja się urwała.
* * * * * * * * * * * * *

Na szczęście było to tylko chwilowe.
-Przepraszam ja…- spojrzała na Percy’ego leżącego na jej kolanach. - My musimy go pochować.
-O to się nie martw. - po chwili z wody wyłoniły się dwie postaci. Nimfy.
-Nico co one tu robią ?
-Sądzę, że ktoś bardzo chciałby pochować swojego syna Amaro.
Dziewczyna była zdezorientowana, dopiero teraz przejrzała na oczy.
-Jesteś pewien ? Nadal nie wiemy co się stało ? Skąd mamy mieć pewność ,że to właśnie nie Posejdon to zrobił ? -zapytała podejrzliwie.
Nimfy westchnęły oburzone.
-Jak śmiesz ! Nasz pan kochał swojego syna ponad wszystko !
-My też. Był takim kochanym dzieckiem. Nasz pan oświadczył już oficjalnie iż winny jego śmierci poniesie srogą karę. -dodała druga.
Amara nadal nie była do końca przekonana, ale podała nimfą ciało Percy’ego już miały zniknąć w głębinach gdy …
-Zaczekajcie !- Nico również płakał. Amara widziała wcześniej jak próbował to ukrywać ale w tym momencie najwyraźniej stało się mu to obojętne ponieważ płakał jak dziecko. -Mogę się pożegnać ?
-Och oczywiście.- Nimfa uroniła łzę.- To takie urocze.
Nico podszedł do krawędzi łodzi i włożył małe zawiniątko w dłoń Percy’ego.
-Zegnaj. Jeszcze się zobaczymy.
Teraz obie nimfy płakały.
-Byłabym zapomniała. Posejdon oczywiście zobowiązał dostarczyć was prądami morskimi prosto na Manhattan.
Zniknęły.
* * * * * * * * * * * * * * * * *
Rzeczywiście. Posejdon wywiązał się z danej obietnicy. Minęło zaledwie kilkanaście minut i znaleźli się na ulicach Manhattanu.
Westchnęła.
-Percy powinien tu z nami być.
-Tak powinien.
-Zemszczę się, na tym kto przyczynił się do jego śmierci.
-A ja ci pomogę. -spojrzeli po sobie znacząco.
-Ruszajmy.
-Ale gdzie ?
-Na Olimp.
-No rozumiem, tylko co tak w ogóle masz zamiar zrobić ?Zagrozisz im ?
-Jeśli będzie trzeba.

Wsiedli do najbliższej taksówki i ruszyli do Empire State Building. Nico na szczęście zabrał ze sobą kilka drobniaków.

Stali właśnie przed drzwiami budynku.

-Gotowa ?
-Sama już nie wiem. -Nico wytrzeszczył na nią oczy.
-Co !?
-Żartuje. -uśmiechnęła się po czym pewnym krokiem ruszyła w stronę windy.
Portier spojrzał na nią zza portierki.
-W czym mogę damie służyć ?- zapytał pretensjonalnie.
Już wcześniej omówiła z Nikiem plan działania.
-Przyszłam do taty.- uśmiechnęła się szyderczo.- sześćsetne piętro proszę.
-Słucham ?
-Oh nie udawaj idioty !- Amara wyciągnęła miecz, wiedziała że mgła działa również tutaj ale miała nadzieję ,że portier jest kimś więcej niż bezbronnym człowiekiem.
-Herosi. Wy i te wasze maniery !
Nico odciągnął ją od ofiary po czym razem weszli do windy.
-Nie tak agresywnie.- uspokajał ją.
-No zdenerwował mnie. Robił ze mnie idiotkę.
-A może porostu cię nie usłyszał?
-O ja już tam wiem co on sobie myślał !
Podróż zajęła kilka minut. Gdy drzwi się otworzyły oboje ujrzeli Olimp.
-I jak? Zapiera dech w piersiach prawda ?
-Eeem, niezupełnie.- Amara zaczęła się rozglądać, miejsce to wydawało jej się znajome wręcz można powiedzieć,że wreszcie czuła się jak w domu.- Znam to miejsce.
-Może już tu byłaś ?No wiesz zanim..
-Raczej na pewno.
W milczeniu skierowali się ku sali tronowej. Mieszkańcy Olimpu zazwyczaj nie przejmują się obecnością herosów, ale nie dało się ukryć iż Amara wzbudzała zainteresowanie. Nimfy, satyrowie i inne mityczne stworzenia szeptały komentarze na jej temat, niektórzy uciekali mamrocząc pod nosem “Kłopoty. Będą kłopoty”.Byli jednak dużo zręczniejsi w obgadywaniu innych w porównaniu do obozowiczów.
Nico dorównał jej kroku.
-Tssa, raczej tu byłaś. Znają cię.
-Też mi się tak wydaję. - Droga dobiegła końca. Stali tuż przed ogromnymi drzwiami za którymi czekały odpowiedzi na dręczące ją pytania lub kłopoty.
-Teraz ja się pytam. Gotowy Di Angelo?
-Sam już nie wiem. -Amara spojrzała na niego ze zdziwieniem.
-Ej ! Zluzuj trochę ,żarcik i to twój.
-Ha-ha-ha. Nie w takiej chwili, błagam.
-Gotowy.
-Raz się żyje.

* * * * * * * * ** * * * * *
Amara nie przemyślała tego do końca. Liczyła zastać tylko ojca ,ale trafiła na jedno z posiedzeń. Obecność 99% .Kogo brakowało ? Posejdona. Nie dziwił ją ten fakt, Percy był jego “perłą” zresztą nie tylko jego.

-Witaj tato. -wykonała zgrabny ukłon ,a zaraz za nią Nico.
-Co ty tu robisz ?- Zeus wyglądał na równie zdziwionego jak i zakłopotanego.
-O jak miło !- krzyknęła tak aby wszyscy pozostali ją usłyszeli, po czym obróciła się na pięcie rzucając każdemu z nich kpiący uśmiech. -Też cię kocham tatusiu.
-Co to za ton ? Zeusie od kiedy pozwalasz sobie na taki kpiny ?- powiedziała oburzona Hera.
Amara jeszcze raz rozejrzała się po sali, wszyscy bogowie o dziwo wzrok mieli spuszczony w podłogę, oprócz czterech : Zeusa, Ateny,Apollina i Artemidy . Według obliczeń Amary wynik równy był 4 podejrzanych.
-Pani Hero, proszę się nie unosić. Przyszłam zadać kilka pytań.-oznajmiła łagodnie.
Zwróciła się ponownie w stronę Zeusa.
-Odpowiesz mi na nie tato dobrze ? Tu i teraz.
-Śmiesz mi rozkazywać !
-Tak ! Dlatego ,że jesteś mu coś winien !
-Niby komu ?!
-Lukowi !- Nico na chwilę wstrzymał oddech. Nie rozumiał tego powiązania.
Zeus rozejrzał się po wszystkich.
-Lukowi , nie tobie.
-Serio ? Chyba jednak mi.- Amara wyciągnęła zza pasa szerszeń po czym rzuciła go pod stopy ojca. -Proszę bardzo.
-Skąd go masz ?
-Nieważne.
-Jeśli pytam odpowiadaj !
-Ty pierwszy. Kim jest moja matka ?
-No chyba jasne ,że Atena. Głupiutka jak mogłaś tego nie ….
W sali zawrzało, a serce Amary na chwilę zamarło. Zeus jak i Hera zrobili się czerwoni niczym buraki.
-Hahaha, to znaczy żartowałem. Byłbym idiotą gdybym miał dziecko z własną córką. -próbował obrócić wszystko w żart.
Amara zesztywniała, ukradkiem spojrzała na Atenę która przybrała kredowy odcień skóry.
-Ty… ty łajdaku !- Hera podniosła się z tronu. -Jak mogłeś ! Ona za to ucierpi !
Momentalnie w dłoniach Hery pojawił się łuk i strzała. Amara nigdy nie słyszała o zdolnościach strzeleckich Hery ale wolała się o tym nie przekonywać na własnej skórze.
Niestety było za późno, strzała przeszyła jej klatkę piersiową.
Upadła na ziemię. Ostatnie zanim zamknęła oczy to myśl o kukułce. Kukułką ze snu była Hera .
-Nie teraz, to nie może być teraz.- wyszeptała zasypiając.


sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 8.

“KARTKA Z PAMIĘTNIKA”



Wybuchłam śmiechem. Naprawdę ,rozbawiło mnie to do łez. Wyobrażacie to sobie… Ja córką Zeusa ?... Śmieszne prawda ?
Jason i Piper (zresztą jak i reszta obozowiczów ) stali jak wryci wpatrując się we mnie.
-Czekajcie… -starałam się uspokoić.- Wy tak poważnie ?
Para wymieniła między sobą spojrzenia.
-Tak. -powiedzieli jednocześnie.
Jason zaprowadził mnie do stolika na którym czekał już na mnie talerz pełen mojego ulubionego jedzenia, ale nie mogłam przełknąć ani kęsa. Od czasu do czasu dochodziły do moich uszu rozmowy na mój temat, co chwilę łapałam kogoś wzrokiem na wpatrywaniu się we mnie.
-Zawsze tak jest gdy kogoś uznają? - Jason przerwał jedzenie i rozejrzał się po jadalni.
-Nie, nie zawsze. Ale zawsze gdy chodzi o dziecko jednego z “trójki”, wiesz o co mi chodzi ?
-Mhm, rozumiem. Kiedy skończą ?
-Jutro, za tydzień ,za miesiąc… a może nigdy. Nie wiem ,nie przejmuj się tym.
Łatwo powiedzieć- trudniej zrobić. Czułam się jak zwierzę w klatce, brakowało tylko aby zaczęli robić mi zdjęcia i wołać “no zrób coś, pokaż jakąś sztuczkę”.
Najgorszy był jednak widok Percy’ego siedzącego samotnie przy stole nad talerzem niebieskich naleśników. Chyba jako jedyny od początku obiadu nawet na mnie nie spojrzał, byłam mu za to wdzięczna. Gdy patrzyłam na niego czułam jak serce mi pęka. Zebrałam się jednak w sobie i podniosłam na nogi.
-Gdzie ty idziesz?- Jason złapał mnie za nadgarstek.
-Muszę z nim porozmawiać. -oznajmiłam najbardziej poważnie jak tylko mogłam.
-To chyba nie jest dobry pomysł.
Jak zwykle nie posłuchałam go i ruszyłam w stronę stolika numer 3.
                                                            * * * * * * *  * *
-Percy ?- usiadłam po przeciwnej stronie stołu ,aby móc spojrzeć mu w oczy.
Położyłam rękę na jego dłoni ,którą zacisnął w pięść. Szybko odsunęłam się i wtedy zobaczyłam poczerwieniałe od płaczu oczy. Niemal ,że poczułam jego dłonie zaciśnięte na mojej szyi tak samo jak tamtej feralnej nocy pod wodą.
-Percy, ja tylko chciałam poro…- nie zdążyłam, chłopak nerwowo wstał jednocześnie strącając sztućce ze stołu ,po czym wyszedł z pawilonu trącąc ramieniem kilu napotkanych na drodze obozowiczów. Ponownie stałam się obiektem zainteresowania.
Szybko zeszłam z pola widzenia i pobiegłam za nim desperacko - szczerze to nie pamiętam co sobie wtedy wyobrażałam ,że mi wybaczy ? no ale co się stało to się nieodstanie.
Znalazłam go na pomoście “TYM” pomoście. Siedział na samym końcu brodząc dłonią w wodzie, wyglądało to żałośnie -tak jakby jej tam szukał.
-Prędzej czy później musimy porozmawiać.- oznajmiłam siadając obok niego.
-Wiem ale nie mogę, przepraszam.
-Wiem, że to trudne ale…
-Nie chodzi mi o Annabeth, ona… ona wiedziała, że umrze. Gdy powiedziała mi o tym ja… ja myślałem to znaczy starałem się… -po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Tyle słyszałam o wielkim i potężnym Percym Jacksonie, co sprawiało ,że wyobrażałam go sobie jako napakowanego gościa bez uczuć w którym kochają się wszystkie dziewczyny z obozu a chłopcy omijają go szerokim łukiem. A tak naprawdę był on normalnym nastolatkiem (pomijając fakt iż był  półbogiem) który właśnie miał złamane serce.- po prostu byłem głupi.- dokończył.
-Percy nie rozumiem o czym mówisz. Jak to wiedziała ?
-Nie chce teraz o tym rozmawiać. - rzucił leżący obok niego kamyk do wody najdalej jak tylko mógł. -Nie umiem spojrzeć ci w oczy, jest mi tak strasznie głupio. Myślałem ,że lepiej to zniosę, ale wtedy chciałem się zemścić…
-Wiem dlatego chcę cię prze….
-Nie!- spojrzał mi prosto w oczy.- Czuję się jak totalny idiota ponieważ próbowałem cię zabić  gdyby nie Nico… byłabyś pewnie martwa, aj nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nierozumiem swojego zachowania  ,tak bardzo chciałem się na nich zemścić ale nie mogłem ,a ty -ty wtedy się pojawiłaś i…. naprawdę nie wiem co sobie wtedy myślałem. Przepraszam.
-Percy ja się na ciebie nie gniewam tylko… nie rozumiem. Nie rozumiem tego wszystkiego co się tu dzieje.
-Jak większość z nas Amaro. Nikt nic nie rozumie.
-Chciałabym odzyskać pamięć.- rozkleiłam się.
-Ej. Wszystko będzie dobrze. -otarł swoje oczy i szturchnął mnie w ramię.
-Często to sobie powtarzasz co nie ?
-Codziennie odkąd się tu pojawiłem. - uśmiechnął się do mnie a ja odpowiedziałam mu tym samym.
-Myślisz że wszystko się ułoży.
-Nie, pewnie nigdy “Oni” nie dadzą nam spokoju -wskazał palcem na niebo. -nasze życie zawsze będzie takie pokręcone a my zawsze będziemy się wyróżniać i wszyscy umrzemy okrutnie zabici przez jakiegoś potwora.
-Dzięki za pocieszenie.
-Pytałaś to odpowiedziałem. -zakpił- Annabeth zawsze tak mówiła.
W tym momencie  podbiegł do nas chłopiec- nie wiem miał może 10 lat i szepnął Percy’emu coś na ucho .Nadal nie wiem co to było ale wyraźnie go rozweseliło.
-Nie żartujesz ?- Percy spojrzał niepewnie na chłopaka.
-Nie no prawdę mówię ,najprawdziwszą prawdę.
-Super, dzięki Milo. -przybił z nim piątkę , co zapewne napełniło go dumą ponieważ po chwili usłyszałam jego głos gdy podczas biegu krzyczał “Ej chłopaki zgadnijcie z kim właśnie
 przybiłem piątkę !” .
-Choć szybko ! -zaciągnął mnie ze sobą, aż pod obozową bramę.
Po “drugiej stronie “ stała kobieta rozmawiająca z Chejronem, wyglądała na zaniepokojoną ale gdy tylko zobaczyła biegnącego ku niej Percy’ego uśmiech od razu zagościł na jej twarzy.
Percy nic nie mówił , jak dziecko wtulił się w kobietę unosząc ją lekko do góry.
-Percy kochanie dusisz mnie. -wykrztusiła.
Zluzował uścisk po czym wskazał na mnie.
-Mamo musisz poznać …
-Amara ?, dziecko co ty tu robisz myślałam…- byłam w szoku, skąd ona zna moje imię ? Chejron odciągnął ją na chwilę na stronę co zaniepokoiło również Percy’ego.
-Yyy, to wy się już znacie ?
-Nie, to znaczy tak mi się wydaję.-burknęłam.
-Dziwne…
Pani Jackson wróciła do nas jak gdyby nigdy nic się nie stało.
-Percy jak się czujesz ?
-Mamo o co chodzi, skąd znasz Amarę ?
-Ja ,ja nie mogę powiedzieć. Przepraszam.- spojrzała kątem oka na Chejrona.
-Oj daj spokój !- krzyknęłam i podeszłam bliżej do centaura. - Ty przysiągłeś nie ona !
-Uspokój się. Przysiągłem utrzymać to wszystko w sekrecie rozumiesz ?
-A ja tu i teraz przysięgam na Styks ,że i tak dowiem się kim jestem słyszysz !?
-Oh uwierz mi chciałbym ci pomóc…- starał się mówić spokojnym łagodnym tonem.
-Przestań, nie chcę cię już dłużej słuchać.
Percy przyglądał się tej sytuacji z boku ,ale postanowił włączyć się w dyskusję.
-Chejronie to prawda ?
-Tak Percy, wiem kim jest Amara, wiem dlaczego straciła pamięć, wiem wszystko ale nie mogę nic powiedzieć, zobowiązuje mnie przysięga i ona musi to zrozumieć. -wskazał na mnie palcem.
-Mamo ? Czy ty też jesteś w to wplątana ?- Percy zwrócił się do matki zaniepokojonym głosem.
-Percy twój ojciec, obiecałam mu.
-Chwila ,możecie mi wytłumaczyć o co chodzi ?
-No widzisz Percy, można zwariować co nie ? - zakpiłam.
-Mamo pamiętasz, obiecaliśmy sobie żadnych tajemnic ?
-Ale to zupełnie co innego….
-Ja muszę ,muszę iść za dużo jak dla mnie…
-Zaczekaj, idę z tobą. - rzuciłam ostatnie gniewne spojrzenie matce Percy'ego i Chejronowi, po czym dołączyłam do niego.
                                                          * * * * * * * * * * *
-Pomożesz mi ?
-W czym ?
-Muszę dowiedzieć się kim jestem, czuję ,że kryje się za tym coś więcej…
-Myślisz ?
-Jestem tego pewna ,gdyby tak nie było to z pewnością nie robili by z tego tak wielkiej tajemnicy.
-Masz rację, ale trzeba by było uzyskać zgodę Chejrona, potem do wyroczni no i ….
-I co ?
-No i tak we dwoje chyba nie wypada ?
-Yyy, o czym ty myślisz ? -na policzku Percy’ego pojawił się rumieniec.
-Nie ! Nie chodzi mi o to ,po prostu zawsze idzie trójka.
-No to weźmiemy jeszcze Nico ,hmm?
-Nico ?nie jestem pewny czy się zgodzi ,a tak w ogóle to  jak załatwisz sprawę z Chejronem i wyrocznią ?
-No nie wiem, może po prostu mu nie powiem ? -zapytałam ironicznie.
-Czyli samowolka, no dobra. Mam w tym doświadczenie ,ale wyrocznia ?
-Po drodze zajrzymy do Rachel i tyle.
-Naprawdę myślisz,że to wszystko jest takie proste ? Trzeba załatwić, transport, jedzenie, pieniądze ,uzbrojenie …
-Przestań, jesteśmy Herosami. Kiedyś tacy jak my pokonywali potwory i ratowali świat bez tego wszystkiego.
-Poprawka, jesteśmy herosami 21 wieku, my mamy trudniej .Uwierz na słowo.- przez chwile myślałam ,że się wycofa a na to nie mogłam pozwolić.
-Percy ,mówiłeś mi ,że chciałeś się zemścić hmm ?
-Ej mieliśmy o tym nie rozmawiać.
-Gdy tylko dotrzemy na Olimp będziesz mógł wszystko wyrzucić im w twarz. -zastanowił się przez chwilę.
-Okey ,ale po drodze zahaczymy o jedno miejsce dobrze.
-Jak chcesz. -zadowolona z siebie poszłam w stronę domków.
                                                      * * * * * * * * *
Zapukałam raz , drugi i nic.
-On się nie zgodzi.
-Ciebie przekonałam ,jego też dam radę. -rozmawialiśmy szeptem.
-Ale on jest inny, nie jest jeszcze w pełni sił .Weźmiemy kogoś innego.
-Nie, ja chcę jego. Zawdzięczam mu życie.
-No właśnie, skoro mu je zawdzięczasz to oszczędź mu jego.
-Wiem, to ty nie chcesz z nim iść, prawda ?
-Nie krzycz tak !
-Przecież mówię szeptem.
-Jest środek nocy ,zaraz wszystkich obudzisz.
-Przecież mówię szeptem Percy. -powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Spokojnie, widzę ,że drzemie w tobie temperament ojca.
-No nie przgiołeś. - był tak denerwujący ,już miałam uderzyć go w twarz ,gdy drzwi się otworzyły.
-Co ty tu robisz Percy ? -zapytał Nico stojący w samych bokserkach.
-Hej Nico. -wyszłam z za futryny.
-Amara ! -Nico najwyraźniej się zawstydził ponieważ zrobił się czerwony jak burak, co wyglądało komicznie wporuwnaniu z jego bladą karnacją.
-Nie wstydź się Nico, to tylko ja.
-Wcale się nie wstydzę. -powiedział zakładając koszulkę.
-Jak tam chcesz. Zapytam wprost. Wymykamy się na misję - kierunek “Olimp” z drobnymi przystankami, muszę dowiedzieć się kim jestem i jaka tajemnica się za tym kryje. Jesteś ze mną ?
-Jasne tylko muszę wsiąść kilka rzeczy.
-Nico ?! Przecież...ale… ile razy w tym miesiącu prosiłem cię żebyś wyszedł ze mną poza teren obozu ?!
-Csii ? Percy nie tak głośno jest środek nocy.- zatkałam mu dłonią usta i uśmiechnęłam się szyderczo.
-Wiesz zaczynasz mi kogoś przypominać…
-Tak kogo ?
-Annabeth.
Uśmiech spełzł z mojej twarzy, to było jak cios w serce.
-Eem…
-Obydwie jesteście tak samo złośliwe.
Odetchnęłam z ulgą ponieważ dojrzałam mały zarys uśmiechu na jego twarzy.
-No to w drogę… -Nico ochoczo wyszedł z domku a my ruszyliśmy za nim.
Tak o to zaczęła się moja własna misja .Czy pierwsza ? Mam przeczucie ,że nie. Mam też nadzieję ,że nie ostatnia…
                                               
______________________________________________________________________________



-Nie pchaj aż tak mocno Nico !- krzyknęła.
-Cicho ,mieliśmy zrobić to CICHO.
-Aua, Nico przestań.
-Oj no weź, jeszcze chwila…
-Mhm, tobie chyba sprawia to przyjemność co nie ?
-Ale co ? -zatrzymał się na chwilę.
-Patrzenie na moje cierpienie !
-Nie no nie żartuj, chcesz to możemy się zamienić .Ja z tyłu ty z przodu.
-Mi tam pasuje, ale gdzie Percy ?Mieliśmy zrobić to razem.
-Poszedł do zbrojowni wziąć parę rzeczy.
-No jego pomoc akurat w tym wypadku by się przydała, nie uważasz ?
-Dobra, podyskutujesz z nim o tym jak wróci okey ?
-Okey, już jestem cicho.
Wreszcie udało się im ruszyć łudź z miejsca. Była to mała łódka z silnikiem elektrycznym. Amarze wydawał się to najlepszy sposób aby nie zostawić za sobą żądnych śladów, a zniknięcia jednej małej łódeczki nikt nie zauważy …(oczywiście była w błędzie ).
-Nareszcie jesteś.
-Łap. -Percy rzucił Amarze miecz. Był piękny .Amara od razu spostrzegła z czego był zrobiony.
-Niebiański spiż i cesarskie złoto hmm ?
-Brawo. Wsiadajcie. -Percy machnął ręką a łódka znalazła się na wodzie.
-Serio Percy, my siłujemy się tu od dobrych 2 godzin a ty raz, tylko RAZ machnąłeś ręką ?
-Wsiadajcie. Niedługo zauważą.
-Czekaj chwileczkę. Amaro pokaż miecz.- dziewczyna podała miecz Nico, który wyraźnie zdenerwowany zwrócił się w kierunku Percy’ego.-Nie uważasz ,że jedna przeklęta broń jej wystarczy ?
-On nie jest przeklęty Nico…
-Szerszeń… Percy to jest miecz Luka.
-Wiem.
-Skąd ty go w ogóle masz, myślałem że zaginął ?
-Był u Annabeth.
-Byłeś w domku Annabeth ?
-Tak.
-Zwariowałeś !
-Nie Nico, możesz skończyć !
-Cisza ! -Amara warknęła, po czym obydwóm sprzedała po kuksańcu w ramię.-Ruszamy !
I zaraz wytłumaczycie mi co to ten szerszeń.

_________________________________________________________________________________
Rozdział trochę monotonny -prawie same rozmowy ... no ale nawet Amara czasami  musi trochę pogadać. (taki suchar ). Następny rozdział obiecuję ,zdecydowanie szybciej. Możecie spodziewać się wszystkiego  śmierci, miłości, przyjaźni, przygód no i oczywiście następny rozdział przyniesie również więcej ciekawostek z życia głównej bohaterki. 






piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 7.

 “To się nie dzieje. Anabeth żyje. Nie zabiłam jej.” -powtarzała w duchu patrząc na kilkunastometrowe fale niszczące łodzie przycumowane przy brzegu porywając ich szczątki do morza. Po środku sztormu stał Percy. Dosłownie “stał” na wodzie. Wyglądał przerażająco, roztrzęsiony płakał wykrzykując imię Anabeth. Woda reagowała na każde uniesienie jego głosu wzbijając się ku niebu.
-Percy proszę, przestań.- Błagała go na kolanach trzymając w dłoniach zakrwawione ostrze.
Wiedziała,że jej słowa są bezsilne, nawet jej nie słyszał przez łomot uderzających o brzegi fal a jednak krzyczała.
Wszystko działo się tak szybko, nie zauważyła nawet zniknięcia Nica. Zorientowała się,dopiero wtedy gdy pojawił się obok niej wraz z Piper i Jasonem.
Morze stawało się coraz bardziej niespokojne ,a Percy coraz słabszy. Czasami znikał na dłuższą chwilę pod wodę a później pojawiał się w coraz gorszym stanie.
-Jason pomóż mi !- Piper starała się przekrzyczeć wiatr.
Jason najwyraźniej zrozumiał ją bez słów ponieważ wziął ją na plecy i odbijając się od krawędzi pomostu wzbił się w powietrze. Amara nic nie słyszała, ale przypomniała sobie co Piper mówiła o jej magicznym głosie.
Razem z Nico obserwowała jak Piper próbuje rozmawiać z Percym. Niestety nawet to nie pomagało Percy zaczął krzyczeć tak głośno, że nawet do nich dotarły jego słowa.
“Zostawcie mnie ! …..Ona żyje !.... Znajdę ją !”. Sprawy nabrały nieciekawego kierunku. Percy wyjął swój miecz, zmuszając w ten sposób Jasona do tego samego czynu.
Chłopcy zaczęli walczyć. Piper kurczowo trzymała się Jasona opóźniając jego ruchy.
Nikt z nich nie zwrócił nawet uwagi na zbierający się na plaży tłum obozowiczów.
Walka zdawała się nie mieć końca, gdy tylko Jason próbował zadać cios Percy nurkował pod wodę żeby po chwili rzucić się na Jasona który natomiast wzbijał się w powietrze.
Amara znała tą taktykę, Jason próbował zmęczyć Percy’ego. On był w pełni sił ,a Percy szalał już od dobrej godziny na pełnych obrotach. Miał rację, podziałało Percy stał się wolniejszy i mniej uważny przy najmniej na tyle aby Jason mógł wykonać jedno precyzyjne cięcie.
Może wydawać się to dziwne, “ Są przyjaciółmi. Jeden z nich rozpacza po stracie dziewczyny,dlatego ten drugi musi go walnąć na tyle mocno, żeby zemdlał” ale dokładnie tak było. Jason również opadł z sił ale jej resztkami zdążył uderzyć tępą częścią miecza w klatkę piersiową Percy’ego a jego ciało runęło bezwładnie do wody . Fale natychmiast ucichły, nastała cisza. Przerażeni obozowicze wpatrywali się w zawieszonego w powietrzu Jasona, przez tłum przebiegł głuchy tupot kopyt. Było to Chejron przepychający się przez obozowiczów.
Niestety Jasona również wykończyła walka, zabrakło mu sił aby stanąć na brzegu. Razem z Piper spadł do wody. Amara otrzeźwiała.
-Choć, musisz mi pomóc. -rzuciła się do wody pociągając za sobą Nico.
Woda była lodowata .Pod jej powierzchnią było ciemno ale udało jej się dostrzec świecący miecz Percy’ego który nadal trzymał w dłoni. Chwyciła go za koszulkę, już mieli wypłynąć na powierzchnię gdy ten oprzytomniał i chwycił ją za gardło.
“To twoja wina!” -usłyszała jego głos. Zaczęło brakować jej powietrza. Wiedziała ,że dłużej nie wytrzyma. “Przepraszam” powiedziała bezgłośnie zasypiając.
* * * * * * * * *
Nigdy nie była w Hadesie ale była pewna że nie tak wygląda królestwo umarłych i ciemności.
Widziała piękny ogród z najrozmaitszymi kwiatami ,krzewami i owocowymi drzewkami.
W środku ogrodu stała złota fontanna na której boku siedziała mała dziewczynka. Miała na sobie tradycyjny strój grecki czyli białą tunikę i sandały. Wyglądała jak mała księżniczka.
Po chwili Amara zorientowała się,że to ona. Te same srebrne oczy i długie brązowe włosy zaplecione w warkocz. Dziewczynka zanurzała dłonie w fontannie nucąc pod nosem.
Nagle znikąd pojawiła się za nią nimfa. Usiadła na brzegu fontanny przyglądając się dziewczynce.
-Kiedy tata mnie odwiedzi ? -zapytała wycierając dłonie o tunikę.
-Jest bardzo zajęty kochanie, przecież wiesz.
-Obiecał mi. Dzisiaj kończę 7 lat. Powiedział, że mnie odwiedzi.
-Jeśli będzie miał chwilę...
-Na pewno to zrobi.
W tej chwili w ogrodzie pojawiła się jeszcze jedna osoba. Był to Hermes. Amara poznała go po małych skrzydełkach przy jego sandałach.
-Wujek! -Dziewczynka pisnęła i mocno wtuliła się w boskiego posłańca.
-Ale wyrosłaś, mam tu coś dla ciebie. -nagle w jego rękach pojawił się sztylet, ten sam którym Amara zabiła Anabeth.
Dziewczynka z entuzjazmem chwyciła za głowicę i zamachnęła się parę razy.
-To od taty ?
-Niby bogini mądrości... hmm-mruknął pod nosem.
-Tak wujku ?
-Yyy, tak tak. - odpowiedział szybko. Patrzył z rozbawieniem jak dziecko wymachuje sztyletem w powietrzu.- Niedługo nauczysz się z niego korzystać.- przykląkł na jedno kolano.- Ale pamiętaj, to bardzo niebezpieczna broń. Wszyscy twoi bracia i siostry tam na dole będą zazdrościć ci tego sztyletu. Będzie on twoim darem i przekleństwem. Nawet najmniejszy kontakt z jego ostrzem może być śmiertelny.
Dziewczynka popatrzyła na prezent .W jej oczach rozbłysły małe iskierki.
-Będę uważać.
Wizja się urwała.
* * * * * * *
Amara zgięła się wpół. W oczach jej się mieniło. Obok niej pojawiły się dwie osoby. Jedna z nich podstawiła jej miskę natomiast druga szybko chwyciła ją pod ramiona pomagając jej usiąść. Amara zaczęła się krztusić wylewając z siebie litry wody. Wreszcie nabrała powietrze w płuca, niwelując mroczki przed oczami.
-Bałem się,że już po tobie. -powiedział z ulgą Will kładąc ją zpowrotem w łóżku.
-Piper ?-wychrypiała.
-Jestem.-położyła jej dłoń na ramieniu.-Wystraszyłaś nas.
-Jak ja się tu …-zakrztusiła się. Will podał jej łyżeczkę ambrozji do ust.
-Powoli, jesteś jeszcze słaba.-spojrzał na Piper.- Zostawiam ją pod twoją opieką.
Piper kiwnęła głową i uśmiechnęła się do Amary.
-Nico cię tu przyniósł. Siedział przy tobie dniami i nocami.
-Dniami i nocami? W liczbie mnogiej?-zapytała słabym głosem.
-Mhm. Jesteś już tutaj 4 dni. Byłaś taka zimna i blada, Will próbował cię reanimować ale to nie przynosiło żadnych skutków. Twierdził ,że nie żyjesz. Nico upierał się ,że nie poczuł twojej śmierci więc to niemożliwe. Na szczęście Will go posłuchał.
Amara zamyśliła się na chwile starając przypomnieć sobie wszystkie zdarzenia z tamtej nocy.
-Anabeth, czy ja ją…
Piper spochmurniała i wtopiła wzrok w podłogę.
-Tak Anabeth nie żyje.
Amara wbiła się w swoją poduszkę.
-Ale to nie ty ją zabiłaś tylko jej własna słabość.
-Nie rozumiem?
-Chejron opowiedział nam na czym polega niezwykłość sowiego ostrza. Po tym jak Atena zanurzyła go w Styksie stał się on obiektem pożądania jej wszystkich dzieci. Ostrze tego sztyletu przyciągało je jak magnes .Tylko nieliczne z jej dzieci umiały oprzeć się tej pokusie.
Był to test, którego Anabeth niestety nie zdała.
-To moja wina.
-Amaro…-Piper chwyciła w dłonie jej twarz i spojrzała jej prosto w oczy.- To nie twoja wina. Nie możesz się za to obwiniać. Rozumiesz ?
-Tak -powiedziała bez przekonania.
-To dobrze. Teraz powiedz mi czy ty nie umiesz pływać ?
-Umiem, to znaczy tak mi się wydaje…
-A pamiętasz co stało się wtedy pod wodą. Dlaczego zaczęłaś tonąć?
Amara przypomniała sobie przepełnione gniewem oczy Percy’ego gdy dusił ją podwodą. Wzdrygnęła się.
-Eeem, uderzyłam o coś głową .Dlatego straciłam przytomność. -skłamała.
-Serio? -Piper uniosła brew.
-Tak,tak. Co tak w ogóle wydarzyło się tamtej nocy ? -szybko zmieniła temat.
-Eh, szkoda gadać. Jedyne co pamiętam to tłok i hałas. Wszyscy rzucili się na pomoc. Byłam wpół przytomna, nieśli mnie na noszach obok Jasona. Obudziłam się rano, byłam niewyspana ale czułam się dosyć dobrze. Poszłam sprawdzić co z Jasonem. Potem chyba usłyszałam krzyk dochodzący z drugiego końca. To był Nico kłócący się z Willem o ciebie. Uwierz mi przeraziłam się gdy cię zobaczyłam. Will w końcu ustąpił i zostawił nas przy tobie, od tamtej pory pilnujemy cię na zmianę.Nico nie chciał się zgodzić ale uświadomiłam go ,że czasami musi jeść i pić jeśli nie chce zamieszkać u swojego ojca.
Amara czuła jak coś kluję ją od środka. Odkąd przybyła do obozu tyle osób okazało jej czułość a ona czym im się odpłaciła ? Kłopotami.
-A Percy ?
-Lepiej. To znaczy o tyle lepiej,że zaczął z kimkolwiek rozmawiać, jeść ,pić ,spać. Czasami nawet się uśmiecha. -starała się nie rozpłakać.
-Ja muszę z nim porozmawiać. -zaczęła się podnosić.
-Poczekaj nie powiedziałam ci jeszcze najważniejszego…-nie zwróciła uwagi na słowa Piper.
-Dam sobie radę.-usiadła na łóżku. Złapała głęboki oddech i stanęła na nogi.
-Jesteś pewna? -na te słowa zachwiała się i oparła się na Piper, która asekurowała ją całą drogę.
* * * * * * * * *
Była pora obiadowa, dlatego obie udały się do pawilonu jadalnego. Amara spodziewała się krzywych spojrzeń i obraźliwych komentarzy na jej temat ale jedyne co zastała to gromkie brawa gdy tylko pojawiła się w zasięgu wzroku obozowiczów.
-O co chodzi ?
-Cieszą się że żyjesz.
-Ale ja…
-Wszyscy wiedzą ,że to nie twoja wina. Poza tym zdarzyło się coś jeszcze, chciałam ci to powiedzieć jeszcze w lecznicy ale nie zdążyłam. -złapała oddech.- Twój ojciec cię uznał, wtedy gdy Nico wyciągnął cię z wody.
Amara zamarła, wpatrywała się z niedowierzaniem w towarzyszkę.

-Ekhem.- obok niej pojawił się Jason i jednym gestem wskazał jej stół przeznaczony dla dzieci Zeusa. -zapraszam do stołu...siostro.
_________________________________________________________________________
Przepraszam za tak długi odstęp.
Przepraszam również za uśmiercenie Anabeth, ale jak dowiecie się później- było to konieczne.
-No i oczywiście wszystkiego najlepszego na nowy rok 2015 !