Łączna liczba wyświetleń

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 13.

Nie mogłam znieść jego zapachu, jego widoku… za bardzo przypominał mi zdarzenia z ostatniej nocy . Milczał, zresztą tak jak wszyscy. W ciszy krzątali się po domu pakując najpotrzebniejsze rzeczy. ”Świado­mość śmier­ci po­budza do życia.” ,ten cytat zupełnie się nie sprawdził w mojej sytuacji. Siedziałam na kanapie pijąc gorące kakao przygotowane przez Hazel. Wielokrotnie pytałam się czy mogę im w czymś pomóc ale za każdym razem odsyłali mnie z “kwitkiem”.

Nic nie mówiłam, na każde z pytań “Wszystko w porządku? Masz wszystko co potrzeba? Dasz radę iść ?” odpowiadałam skinięciem głowy. Było to szczeniackie z mojej strony, powinnam była się odzywać - bo przecież ta “suka” nie zabrała mi głosu, ale nie mogłam po prostu nie mogłam.

-Nie rozumiem, przecież możemy pojechać z wami ! -Frank złapał mnie za ramię. -
Amaro ,proszę przemów im do rozsądku.
Prawda była taka- zgadzałam się z Nico i Percym w 100 %.- Im nas więcej tym większe prawdo podobieństwo ,że jakiś potwór lub co gorsze któryś bóg na znajdzie.
Chciałam uciec od jego niemalże błagalnego spojrzenia, zerknęłam na Hazel. Trzymała się z boku, opierając o futrynę drzwi. Spojrzała na Franka z odrobiną współczucia.
-Frank, kochanie…- odciągnęła jego dłoń ode mnie. -Nie możemy. Dzisiaj wraca twoja ciocia i…
-Hazel ! Przecież wiesz,że to jest ważniejsze od mojej cioci !
-Nie rozumiesz jeszcze ? Będziemy im tylko przeszkadzać, poza tym Nico nie będzie w stanie zabrać tam nas wszystkich razem.- obrzuciła go karcącym spojrzeniem.
Frank wziął głęboki oddech i przeczesał swoje krótkie włosy.
-Okey, ale pamiętajcie co wam mówiłem. Nigdy…
-... nie ufajcie obcym. -dokończył Nico.
- I zawsze ale to zawsze…
-...miejcie broń w gotowości.- dokończył Percy, po czym podszedł przytulił Hazel i Franka za jednym razem. -Nie martwcie się, jestem specem w wszelkiego rodzaju misjach i akcjach ratunkowych. Spójrzcie na Nico, żyje prawda ? On sam jest dowodem ,że udało mi się już dwa razy. Damy sobie radę.
Kątem oka dostrzegłam stojącego za mną Nico ,który przewrócił tylko oczami.
-A i Frank ? Ani słowa Jasonowi i reszcie. Nie było nas tu.
-Percy a …
-Nie Frank. Nikomu ani słowa.
-Okey jak chcecie.

Pożegnanie nie trwało długo. Przyjęliśmy ostatnie 1234 rad od Franka oraz kilka cynamonowych ciastek na drogę od Hazel.
Wyszliśmy na ulicę i stanęliśmy na przeciw drzewu które według Nico dawało idealny cień, jak gdyby miało to jakie kolwiek znaczenie.
Tym razem przygotowałam się . Gdy usłyszałam “1” ,pobiegłam wprost na drzewo. “Dam radę” powtarzałam sobie w duchu, ale coś we mnie pękło . W ostatniej chwili po prostu się zatrzymałam, na szczęście Nico załapał mój nadgarstek i pociągnął za sobą w mroczną otchłań.

Jednak coś było inaczej niż za pierwszym razem. Poczułam ostry ból w skroniach.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Byłam sobą, a raczej moim młodszym wcieleniem . Stałam na środku sali tronowej na Olimpie. Miałam może 12 albo 13 lat. Byłam cała roztrzęsiona ,w głowie powtarzałam sobie wyuczone na pamięć kwestie. Czułam na sobie spojrzenie ich wszystkich ,przeszywali mnie wzrokiem niemal na wylot chcąc poznać wszystkie moje sekrety, obawy i uczucia. A ja zaraz miałam ich okłamać. Zeus uciszył wszystkich jednym ruchem dłoni ,po czym rzucił mi zachęcające spojrzenie.
-Dziękuje wszystkim za przybycie. -zaczął. - Chciałbym przedstawić wam moją córkę Amarę.
Po raz kolejny zawrzało na sali.
-Cisza ! Od teraz Amara należy do naszego społeczeństwa i musicie ją zaakceptować.
-A kto jest jej matką ? -zapytała siedząca obok Hera.
-Kochanie...- Zeus ujął jej dłonie, które szybko wyrwała.
-Mam dość twoich tłumaczeń Zeusie, po prostu powiedz mi która bogini miała tym razem “zaszczyt’’ urodzić ci dziecko. -te słowa musiały ją dużo kosztować.
Spojrzałam na mamę. Atena uśmiechnęła się do mnie łagodnie, po czym przyłożyła palec do ust bezgłośnie nimi poruszając “ Ani słowa “.
-Jakaś podrzędna bogini, nawet nie pamiętam jak miała na imię. -skłamał.
-Niech ci będzie, więc co teraz z nią zrobisz. - Hera obrzuciła mnie surowym spojrzeniem.
-Ja się nią zajmę …- Artemida zabrała głos. - Gdy skończy 18 lat ,stanie się łowczynią.
Na sali ponownie rozległy się szepty. Bogini usiadła na swoim miejscu po czym wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Zeusem.
- Do tego czasu, Amara zamieszka tutaj. Czy każdy się na to zgadza ?
Wszystko szło zgodnie z planem. Hera wydała z siebie głębokie westchnienie.
Nikt nie zaprotestował oprócz jednej osoby , a konkretnie Apollina.
-Nie pozwolę aby tak piękna ,młoda i BEZBRONNA bogini szwendała się po pałacu. Wiemy jak to się może skończyć. -Powiedział to z ogromną powagą, przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały i uśmiechnął się do mnie szarmancko. Byłam młoda ale wiedziałam o co chodzi . Wiele razy opowiadano mi historie o tym jak bogowie ścigali młode boginie i nimfy, jednak szybko te myśli ustąpiły przerażeniu. - Chcę się nią zaopiekować, skoro kiedyś ma zostać łowczynią nauczę ją sztuki łucznictwa ,medycyny i łowiectwa.
Nie wiedziałam co robić ,nie taki był plan. To Atena miała złożyć na forum taką propozycję a Zeus miał ją z przyjemnością przyjąć , to ona miała mnie uczyć i się mną opiekować, pilnować aby nasz sekret się nie wydał. Spojrzałam na nią ,ale ona już stała obok Zeusa , szeptała mu coś na ucho ale on tylko przecząco kręcił głową.
W końcu mama wróciła na swoje miejsce wyraźnie oburzona tym co się stało. Zeus ponownie uciszył wszystkich. Wiedziałam co zaraz powie… Nie chciał wzbudzać podejrzeń.
- Apollinie, skoro taka jest twoja dobrowolna nie wymuszona wola. Zgadzam się.
Ponownie ten okropny ból w skroniach. Ciemność.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *


Poczułam na twarzy lodowatą wodę. “To znowu ona” - pomyślałam. Wzięłam ogromny haust powietrza. Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się z jej dotyku. Nie otwierałam oczu, nie chciałam na nią patrzeć.
-Amara ! To ja Percy ! Amara ! -ktoś uderzył mnie w twarz. Pomogło. Otrząsnęłam się i otworzyłam oczy.
Siedzieliśmy na tylnym siedzeniu samochodu .Percy wisiał nade mną krępując moje ręce i nogi.
-Już ? - zapytał.
-Tak. - wychrypiałam.
Odetchnął z ulgą. Puścił mnie po czym wygodnie usiadł obok mnie. Otarł strużkę krwi spływającą mu z kącika ust.
-To ja ci to zrobiłam ?
Nagle się roześmiał i pokiwał głową.
-Sam się prosiłem. Przepraszam za tego “liścia”.
-Nie przepraszaj, przecież pomogło .
Nagle spoważniał.
-I za tą wodę…- spojrzał mi w oczy. - dziwnie na nią zareagowałaś ?
-Percy ja…
-Nie musisz. Wiem, że o lękach i traumach lepiej nie rozmawiać. Trzeba poczekać aż same się zagoją.
Zdawałam sobie sprawę z tego jak ciężko miał w życiu. Ile razy został wystawiony na pewną śmierć i ile razy jej się wywinął. Każdy się czegoś boi a on miał do tego szczególne prawo. Przestałam o tym myśleć.
-Co się stało ?
-Nico spisał się świetnie. Jesteśmy w San Francisco. .Byłaś nieprzytomna. Nico stwierdził ,że to czasami się zdarza.- przerwał na chwilę aby wziąć oddech.- ale ja to już kiedyś widziałam i Nico również. Nazywam to “odlotami’’ ,są to chwile gdy traci się kontakt ze światem i nieświadomie ucieka w przeszłość.
-Słucham ?
-Nie opowiadaj mi tego teraz dobrze ? Muszę myśleć trzeźwo, porozmawiamy o tym później. To dobrze ,że wspomnienia powoli do ciebie wracają.
Byłam zszokowana. Skąd o tym wiedział ? Pokiwałam głową. Rozejrzałam się po siedzeniach. Był to mały samochód terenowy. Zauważyłam że, jesteśmy sami.
-Gdzie Nico ?
-Poszedł kupić coś do jedzenia. Mówił ,że będziemy musieli poczekać aż się obudzisz dlatego musiałem to przyśpieszyć . Nie gniewasz się prawda ?
-Nie skądże. To i tak nie było miłe wspomnienie.
-A jak się czujesz ?
-Trochę boli mnie głowa. Zaraz mi przejdzie a co z tobą ?
-Nie mów tego Nico, ale boje się.
Byłam zszokowana. Do tej pory to Percy niemal kipiał optymizmem i zawziętością.
-Jesteśmy już tak blisko Percy…
-A co jeśli jej tam nie ma ? Co jeśli ona naprawdę odeszła ? -w jego oczach zbierały się łzy.
-Percy jeśli jej tam nie będzie to będziemy szukać dotąd dopóki nie będziemy pewni ,że...
-Nie żyje -dokończył.
-Trzymajmy się dobrych myśli, okey ?
Potrząsnął głową bez przekonania.
W tej chwili zobaczyłam Nico. Biegł z rękami pełnymi opakowań z McDonalda potykając się o własne nogi. Percy wyszedł szybko otworzył mu drzwi od strony pasażera a sam usiadł na miejscu kierowcy.
-Co się stało ? -Percy wziął od niego kilka torebek i podał mi jedną z nich.
Nico uspokoił oddech i wyjrzał nerwowo przez uchylony szyberdach.
-Widziałem Clarisse.
-Clarisse w McDonaldzie ? - Percy zakpił i uśmiechnął się pod nosem.
-Percy, jestem pewny.
-Nico, daj spokój co Clarisse miałaby robić w SanFra… -nagle pobladł i zaklął pod nosem.-Chejron mógł ją tu wysłać. Widziała cię ?
-Nie wiem.
-Mniejsza jedziemy. Przecisnął się przez przerwę miedzy fotelami i zajął miejsce kierowcy.
Wcisnął z całej siły gaz.
-Wiesz jak jechać ?- zapytałam .
Nico odwrócił się gwałtownie.
-Obudziłaś się, całe szczęście.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
-Znam to miasto prawie tak dobrze jak Nowy York. Byłem tu parę razy z Annabeth …- spojrzał w tylne lusterko tak aby nasze spojrzenia się zbiegły. - ...i kilka razy bez niej.
Nico włączył radio i klimatyzację. Cieszyłam się ,że siedzę sama. Wygodnie rozłożyłam się na tylnym siedzeniu ,rozkoszując się hamburgerami.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Gdy dojechaliśmy pod dom pana Chase, zegar wskazywał godzinę 15:00.
-Mamy tam tak po prostu wejść ? -Nico patrzył się na Percy’ego z lekkim zdziwieniem.
-A masz jakiś lepszy plan ? Nie mogę znieść myśli ,że przetrzymują ją tutaj wbrew jej woli. A co jeśli ją skrzywdzili ? Muszę ją stąd wyciągnąć.
Uświadomiłam sobie, że nigdy wcześniej nawet nie myśleliśmy o tym co możemy tu zastać.
-Jeśli tu w ogóle jest Percy. -powiedział Nico.
-Ja mogę tam iść.
-Co ?! -obydwaj spojrzeli na mnie jak na idiotkę.
-Ej ! To dobry pomysł. Pan Chase was zna ,mnie nie.
-Mnie też nie. -wtrącił się Nico.
-Dlatego to ja powinienem iść.
Spojrzałam na Nico z rozdrażnieniem w oczach. Wiedziałam ,że Percy nie odpuści.
-Nico zostań tu, pójdę z nim.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć o tym co zrobić gdyby to wszystko okazało się pułapką, ale Percy wysiadł już z samochodu. Zatrzymał się tuż przed drzwiami wejściowymi.
-Jeśli chcesz to ja zadzwonię ? -zapytałam kładąc dłoń na dzwonku.
-Zaczekaj.-wyjął miecz.
Zadzwoniłam. Kilka krótkich dźwięków i odgłos człowieka idącego w stronę drzwi.
Percy stał jak wryty wpatrując się w drzwi. Cała krew odpłynęła z jego twarzy.
Nagle drzwi się otworzyły ,stała w nich młoda kobieta w średnim wieku. Najprawdopodobniej właśnie wyszła z kuchni ponieważ kosmyki włosów gdzieniegdzie przylepiały się do jej twarzy a w dłoni trzymała ścierkę w którą wycierała w dłonie.
-W czym mogę …- spostrzegła Percy’ego po czym uśmiechnęła się szeroko. -Percy, jak miło cię widzieć i przyprowadziłeś koleżankę.
Jednym ruchem zagarnęła nas do środka. Za drzwiami czekała na nas para bliźniaków, na widok Percy’ego niemal zaczęli piszczeć ze szczęścia. Obydwoje rzucili się mu na szyję i zaczęli wykrzykiwać “ Percy, chodź mamy basen ! Pokażesz nam tą sztuczkę! Albo w Titanica, chodź pobawimy się w Titanica ! “.
-Chłopcy ! -skarciła ich kobieta. -Nasi goście na pewno są zmęczeni, dajcie im odetchnąć.
Niechętnie zostawili Percy’ego w spokoju i wdrapali się po schodach.
-Przepraszam cię za nich. Codziennie się o was pytali. -otarła spocone czoło. - A ty dziewczyno, jesteś kolejną znajomą Annabeth ? -uśmiechnęła się do mnie.
-Tak jakby. Mam na imię Amara.
-Dość nietypowe imię. Miło cię poznać.
Pociągnęłam nosem i poczułam zapach palonych ziemniaków.
-Przepraszam czy coś się pali ?
Kobieta zerwała się na nogi i pobiegła do kuchni ,a Percy zaraz za nią.
Jednym machnięciem ręki ugasił palący się garnek.
-Dziękuje ci Percy, kolejny w tym tygodniu.- westchnęła. - A tak zapytam, gdzie macie Annabeth ?
To pytanie niemal odebrało mi oddech. Nie było jej tu. A oni nic nie wiedzieli. Spojrzałam nerwowo na Percy’ego ale on nie wyglądał na przejętego tym co przed chwilą usłyszał.
-Jest w obozie. -skłamał. -Mam ważną sprawę do pani męża. Czy jest u siebie ?
-Tak siedzi w tym gabinecie odkąd wróciłam z chłopcami od mamy. Poważnie martwię się o niego. Je za dwóch ,cały czas chodzi przygnębiony, czasami nawet łapę go na mówieniu do siebie.
-Dziękuje ,że nam pani to powiedziała. - złapał mnie za ramię i razem weszliśmy na górę.
Dom rodziców Annabeth, był bardzo przytulny . Typowy Amerykański domek na przedmieściach. Podeszliśmy do ostatnich drzwi .
-Percy zaczekaj. -zatrzymałam go w ostatniej chwili. -Ona mówiła ,że jej tu nie ma. Sądzisz ,że nas okłamała ?
-Nie .- rozmawialiśmy szeptem.- Ona na prawdę nic nie wie. Jest śmiertelniczką. Jeśli Annabeth tu jest ,to sądzę, że Atena zadbała aby tylko pan Chase o tym wiedział. Im mniej świadków tym mniejsze prawdopodobieństwo ,że się wyda ,prawda ?
Potaknęłam.
Percy zapukał do drzwi.
-Chłopcy ile razy mam wa…- w drzwiach stanął wysoki mężczyzna. Jego okulary były lekko przekrzywione a koszula wymięta i gdzieniegdzie nie po dopinana.
-Percy ? Co ty tu robisz ?
Percy nie miał zamiaru odpowiadać wepchnął się do środka pociągając mnie za sobą.
Rozejrzeliśmy się wokół. Percy otworzył wszystkie szafy i szuflady z nadzieją ,że może tam jest (mimo, że było to fizycznie niemożliwe ).
Pan Chase zamkną za nami drzwi na klucz po czym wyciągnął z komody stojącej obok pistolet który wycelował prosto w moją pierś.
-Nie chcę wam robić krzywdy.
-Więc dlaczego celuje pan we mnie pistoletem ? -uniosłam lekko brwi.
Pan Chase przetarł zmęczone oczy.
-Wy nic nie rozumiecie, to dla jej dobra.
-Ale co ? - Percy stał z rękoma w górze.
-Mówiła ,że nadchodzą złe czasy dla półbogów ,że muszę ją ukryć ,że nie mogę pozwolić żebyście znów się spotkali. -machnął wolną ręką w stronę Percy’ego.- Ona jest dla mnie wszystkim, nie chcę jej stracić.
-Zna mnie pan, prawda? -Percy wstał powoli idąc w naszym kierunku. -Wie pan, że prędzej oddałbym własne życie niż pozwolił aby ktoś ją skrzywdził. Przestał mi pan ufać?
-Percy ja…-rozpłakał się. Chyba pierwszy raz widziałam jak dorosły mężczyzna płacze. Osunął się na ziemię, a ja wykorzystując okazję szybko podbiegłam i wyrwałam mu pistolet z dłoni. Nawet go to nie poruszyło .
-Co pan jej zrobił ? - Percy natychmiast zmienił ton z łagodnego na ostry jak brzytwa.
-Ona chciała uciec…-ukrył twarz w dłoniach. -Chciała uciec do ciebie…myślałem ,że zostanie tu dobrowolnie ale…
Wstał chwiejąc się na nogach i podszedł do najbliższego regału, przez cały czas trzymałam go na muszce pistoletu. Odsunął go na bok a za nim ukazały się wąskie schody prowadzące najprawdopodobniej na strych. Chciał zrobić pierwszy krok ale Percy odepchnął go na bok i wbiegł po schodach prawie potykając się o własne nogi.
Chwila ciszy .
-Ja chciałem ,żeby była bezpieczna. - popchnęłam go na schody nie odrywając pistoletu od jego głowy.
Gdy weszliśmy na górę zobaczyłam Percy'ego klęczącego obok Annabeth. Na chwilę mi ulżyło, ale tylko na chwilę...Annabeth zawiesiła głowę na ramieniu Percy’ego .Wyglądała przerażająco . Ręce i nogi miała związane za plecami a usta zaklejone taśmą. Jej niegdyś złote włosy były koloru sadzy i kurzu. Schudła jakby o 10 kilko co umożliwiało policzenie jej wszystkich kości. Całe nogi i ręce miała podrapane i posiniaczone. Krztusiła się własnymi łzami. Percy był równie skołowany jak ja. Pozwolił aby wtuliła się w jego pierś ale w jego oczach widziałam że, nie wiedział co robić. Musiałam szybko go otrząsnąć.
-Percy ! Na co czekasz ,rozwiąż ją. - tylko potakną.
Ujął jej twarz w dłonie.
-Co oni ci zrobili …-szepnął ,po czym powoli odkleił taśmę z jej twarzy.- Moja mądralińska. -pocałował ją namiętnie i rozwiązał krępujące ją sznury.
Annabeth nic nie mówiła. Spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się lekko następnie próbowała wstać. Próbowała. Percy szybko ją złapał i wziął na ręce. Wszyscy zeszliśmy po schodach. Percy wpatrywał się w nią troskliwie .Znałam to spojrzenie, kogoś strasznie mi przypominał… nieważne. Miałam już otwierać drzwi gdy dobiegł mnie ledwo słyszalny głos Annabeth.
-Zaczekaj. Chłopcy .-przełknęła ślinę.-Nie chcę ,żeby widzieli.- pokazała w kierunku drzwi balkonowych.
-Tu są schody, możecie zejść tędy. -Pan Chase uchylił zasłonę.
Percy niepewnie spojrzał w jego stronę.
-Czegoś tu nie rozumiem. -zaczął spokojnie ,po chwili wybuchnął. -Przed chwilą więził pan własną córkę, a teraz tak po prostu nas pan puszcza !
-Ja nie wiem co się ze mną dzieje .Przepraszam.
-Percy…-wyszeptała i szepnęła mu coś na ucho.
-Nie ! Nie ma mowy ! - zaczął protestować.- On przed chwilą groził nam bronią !
-Percy…- zaczęła spokojnie.
-Nie !
-Proszę.
Wziął głęboki.
-Amara nie spuszczaj z niego lufy.-czego i tak nie zamierzałam robić.
Opuścił ją powoli na ziemię. Opierając się na jego ramieniu podeszła do ojca i rzuciła się mu na szyję.
-To nie twoja wina tato i pamiętaj ,że …- łzy zaczęły spływać po jej policzkach.- Gdy to się skończy wrócę tu…
-Nie wrócisz ! Ona powiedziała ,że jeżeli cię puszczę to…- lekko odsuną ją od siebie i oddał Percy’emu.- Zginiesz. Widziała to. Ja…. odejdź. Odejdź zanim się rozmyślę.
-Tato…
-Wynoście się !
Nie czekałam. Wolną ręką pociągnęłam za sobą Percy’ego i Ann a drugą nadal trzymałam pistolet wymierzony w głowę pana Chase. Schody były wysokie .Spojrzałam na ledwo stojącą na nogach Annabeth, Percy wiedział o co mi chodzi i szybko wziął ją na ręce.
Biegiem udaliśmy się do samochodu. Zaproponowałam ,że ja poprowadzę. Miałam nadzieję ,że pamiętam jak to się robi.
Usiadłam na siedzeniu kierowcy. Byłam głupia. Ledwo usłyszałam głos Nico -Stój !
Nagle poczułam na szyi dotyk metalu i szorstki kobiecy głos.
-Nico siedź cicho albo poderżnę jej gardło okey skarbie?- Nie usłyszałam odpowiedzi.
Po chwili otworzyły się tylne drzwi. Percy posadził na środkowym siedzeniu Annabeth a po chwili sam usiadł obok niej.
-Clarisse. Co na Ha …
-Annabeth ? Percy ? -Clarisse lekko zelżyła uścisk na nożu co umożliwiło mi jego wybicie. Chwyciłam za rączkę i szybko przeciągnęłam w bok wytrącając jej go z ręki. Nawet się tym nie przejęła. Siedziała wpatrzona w ledwo żywą Ann.
-Chejron mówił ,że nie żyjecie ?!
-Zaraz ci wszystko wytłumaczymy.