Nie mogłam
znieść jego zapachu, jego widoku… za bardzo przypominał mi
zdarzenia z ostatniej nocy . Milczał, zresztą tak jak wszyscy. W
ciszy krzątali się po domu pakując najpotrzebniejsze
rzeczy. ”Świadomość śmierci pobudza do życia.”
,ten cytat zupełnie się nie sprawdził w mojej sytuacji. Siedziałam
na kanapie pijąc gorące kakao przygotowane przez Hazel.
Wielokrotnie pytałam się czy mogę im w czymś pomóc ale za każdym
razem odsyłali mnie z “kwitkiem”.
Nic nie
mówiłam, na każde z pytań “Wszystko w porządku? Masz wszystko
co potrzeba? Dasz radę iść ?” odpowiadałam skinięciem głowy.
Było to szczeniackie z mojej strony, powinnam była się odzywać -
bo przecież
ta “suka” nie zabrała mi głosu, ale nie mogłam po prostu nie
mogłam.
-Nie
rozumiem, przecież
możemy pojechać z wami ! -Frank złapał mnie za ramię. -
Amaro
,proszę przemów im do rozsądku.
Prawda
była taka- zgadzałam się z Nico i Percym w 100 %.- Im nas więcej
tym większe prawdo podobieństwo ,że jakiś potwór lub co gorsze
któryś bóg na znajdzie.
Chciałam
uciec od jego niemalże błagalnego spojrzenia, zerknęłam na Hazel.
Trzymała się z boku, opierając o futrynę drzwi. Spojrzała na
Franka z odrobiną współczucia.
-Frank,
kochanie…- odciągnęła jego dłoń ode
mnie.
-Nie możemy. Dzisiaj wraca twoja ciocia i…
-Hazel !
Przecież
wiesz,że to jest ważniejsze od mojej cioci !
-Nie
rozumiesz jeszcze ? Będziemy im tylko przeszkadzać, poza
tym
Nico nie będzie w stanie zabrać tam nas wszystkich razem.-
obrzuciła go karcącym spojrzeniem.
Frank
wziął głęboki oddech i przeczesał swoje krótkie włosy.
-Okey, ale
pamiętajcie co wam mówiłem. Nigdy…
-... nie
ufajcie obcym. -dokończył Nico.
- I zawsze
ale to zawsze…
-...miejcie
broń w gotowości.- dokończył Percy, po
czym
podszedł przytulił Hazel i Franka za jednym razem. -Nie martwcie
się, jestem specem w wszelkiego rodzaju misjach i akcjach
ratunkowych. Spójrzcie na Nico, żyje prawda ? On sam jest dowodem
,że udało mi się już dwa razy. Damy sobie radę.
Kątem oka
dostrzegłam stojącego za mną Nico ,który przewrócił tylko
oczami.
-A i Frank
? Ani słowa Jasonowi i reszcie. Nie było nas tu.
-Percy a …
-Nie
Frank. Nikomu ani słowa.
-Okey jak
chcecie.
Pożegnanie
nie trwało długo. Przyjęliśmy ostatnie 1234 rad od Franka oraz
kilka cynamonowych ciastek na drogę od Hazel.
Wyszliśmy
na ulicę i stanęliśmy na przeciw drzewu które według Nico dawało
idealny cień, jak gdyby miało to jakie kolwiek znaczenie.
Tym razem
przygotowałam się . Gdy usłyszałam “1” ,pobiegłam wprost na
drzewo. “Dam radę” powtarzałam sobie w duchu, ale coś we mnie
pękło . W ostatniej chwili po prostu się zatrzymałam, na
szczęście Nico załapał mój nadgarstek i pociągnął
za sobą w mroczną otchłań.
Jednak coś
było inaczej niż za pierwszym razem. Poczułam ostry ból w
skroniach.
* * * * * * * * * * * * * * * * *
* *
Byłam
sobą, a raczej moim młodszym wcieleniem . Stałam na środku sali
tronowej na Olimpie. Miałam może 12 albo 13 lat. Byłam cała
roztrzęsiona ,w głowie powtarzałam sobie wyuczone na pamięć
kwestie.
Czułam
na sobie spojrzenie ich wszystkich ,przeszywali mnie wzrokiem niemal
na wylot chcąc poznać wszystkie moje sekrety, obawy i uczucia. A ja
zaraz miałam ich okłamać. Zeus uciszył wszystkich jednym ruchem
dłoni ,po czym rzucił
mi zachęcające spojrzenie.
-Dziękuje
wszystkim za przybycie. -zaczął. - Chciałbym przedstawić wam moją
córkę Amarę.
Po raz
kolejny zawrzało na sali.
-Cisza !
Od teraz Amara należy do naszego społeczeństwa i musicie ją
zaakceptować.
-A kto
jest jej matką ? -zapytała siedząca obok Hera.
-Kochanie...-
Zeus ujął jej dłonie, które szybko wyrwała.
-Mam dość
twoich tłumaczeń Zeusie, po prostu powiedz mi która bogini miała
tym razem “zaszczyt’’ urodzić ci dziecko. -te słowa musiały
ją dużo kosztować.
Spojrzałam
na mamę. Atena uśmiechnęła się do mnie łagodnie, po
czym
przyłożyła palec do ust bezgłośnie nimi poruszając “ Ani
słowa “.
-Jakaś
podrzędna
bogini, nawet nie pamiętam jak miała na imię. -skłamał.
-Niech ci
będzie, więc co teraz z nią zrobisz. - Hera obrzuciła mnie
surowym spojrzeniem.
-Ja się
nią zajmę …- Artemida zabrała głos. - Gdy skończy 18 lat
,stanie się łowczynią.
Na sali
ponownie rozległy się szepty. Bogini usiadła na swoim miejscu po
czym
wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Zeusem.
- Do tego
czasu, Amara zamieszka tutaj. Czy każdy się na to zgadza ?
Wszystko
szło zgodnie z planem. Hera wydała z siebie głębokie
westchnienie.
Nikt nie
zaprotestował oprócz
jednej osoby , a konkretnie Apollina.
-Nie
pozwolę aby tak piękna ,młoda i BEZBRONNA bogini szwendała
się po pałacu. Wiemy jak to się może skończyć. -Powiedział to
z ogromną powagą, przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały i
uśmiechnął się do mnie szarmancko. Byłam młoda ale wiedziałam
o co chodzi . Wiele razy opowiadano mi historie o tym jak bogowie
ścigali młode boginie i nimfy, jednak szybko te myśli ustąpiły
przerażeniu. - Chcę się nią zaopiekować, skoro kiedyś ma zostać
łowczynią nauczę ją sztuki łucznictwa ,medycyny i łowiectwa.
Nie
wiedziałam co robić ,nie taki był plan. To Atena miała złożyć
na forum taką propozycję a Zeus miał ją z przyjemnością przyjąć
, to ona miała mnie uczyć i się mną opiekować, pilnować aby
nasz sekret się nie wydał. Spojrzałam na nią ,ale ona już stała
obok Zeusa , szeptała mu coś na ucho ale on tylko przecząco
kręcił głową.
W końcu
mama wróciła na swoje miejsce wyraźnie oburzona tym co się stało.
Zeus
ponownie uciszył wszystkich. Wiedziałam co zaraz powie… Nie
chciał wzbudzać podejrzeń.
-
Apollinie, skoro taka jest twoja dobrowolna nie wymuszona wola.
Zgadzam się.
Ponownie
ten okropny ból w skroniach. Ciemność.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * *
* * * * * * * *
Poczułam
na twarzy lodowatą wodę. “To znowu ona” - pomyślałam. Wzięłam
ogromny haust powietrza. Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się z jej
dotyku. Nie otwierałam oczu, nie chciałam na nią patrzeć.
-Amara !
To ja Percy ! Amara ! -ktoś uderzył mnie w twarz. Pomogło.
Otrząsnęłam się i otworzyłam oczy.
Siedzieliśmy
na tylnym siedzeniu samochodu .Percy wisiał nade
mną
krępując moje ręce i nogi.
-Już ? -
zapytał.
-Tak. -
wychrypiałam.
Odetchnął
z ulgą. Puścił mnie po czym wygodnie usiadł obok mnie. Otarł
strużkę krwi spływającą mu z kącika ust.
-To ja ci
to zrobiłam ?
Nagle się
roześmiał i pokiwał głową.
-Sam się
prosiłem. Przepraszam za tego “liścia”.
-Nie
przepraszaj, przecież
pomogło .
Nagle
spoważniał.
-I za tą
wodę…- spojrzał mi w oczy. - dziwnie na nią zareagowałaś ?
-Percy ja…
-Nie
musisz. Wiem, że o lękach i traumach lepiej nie rozmawiać. Trzeba
poczekać aż same się zagoją.
Zdawałam
sobie sprawę z tego jak ciężko miał w życiu. Ile razy został
wystawiony na pewną śmierć i ile razy jej się wywinął. Każdy
się czegoś boi a on miał do tego szczególne prawo. Przestałam o
tym myśleć.
-Co się
stało ?
-Nico
spisał się świetnie. Jesteśmy w San Francisco. .Byłaś
nieprzytomna. Nico stwierdził ,że to czasami się zdarza.-
przerwał
na chwilę aby wziąć oddech.- ale ja to już kiedyś widziałam i
Nico również. Nazywam to “odlotami’’ ,są to chwile gdy traci
się kontakt
ze światem i nieświadomie ucieka w przeszłość.
-Słucham
?
-Nie
opowiadaj mi tego teraz dobrze ? Muszę myśleć trzeźwo,
porozmawiamy o tym później.
To dobrze ,że wspomnienia powoli do ciebie wracają.
Byłam
zszokowana.
Skąd
o tym wiedział ? Pokiwałam głową. Rozejrzałam się po
siedzeniach. Był to mały samochód
terenowy.
Zauważyłam że, jesteśmy sami.
-Gdzie
Nico ?
-Poszedł
kupić coś do jedzenia. Mówił ,że będziemy musieli poczekać aż
się obudzisz dlatego musiałem to przyśpieszyć . Nie gniewasz się
prawda ?
-Nie
skądże. To i tak nie było miłe wspomnienie.
-A jak się
czujesz ?
-Trochę
boli mnie głowa. Zaraz mi przejdzie a co z tobą ?
-Nie mów
tego Nico, ale boje się.
Byłam
zszokowana. Do tej pory to Percy niemal kipiał optymizmem i
zawziętością.
-Jesteśmy
już tak blisko Percy…
-A co
jeśli jej tam nie ma ? Co jeśli ona naprawdę odeszła ? -w jego
oczach zbierały się łzy.
-Percy
jeśli jej tam nie będzie to będziemy szukać dotąd dopóki nie
będziemy
pewni ,że...
-Nie żyje
-dokończył.
-Trzymajmy
się dobrych myśli, okey ?
Potrząsnął
głową bez przekonania.
W tej
chwili zobaczyłam Nico. Biegł z rękami pełnymi opakowań z
McDonalda potykając się o własne nogi. Percy wyszedł szybko
otworzył mu drzwi od strony pasażera a sam usiadł na miejscu
kierowcy.
-Co się
stało ? -Percy wziął od niego kilka torebek i podał mi jedną z
nich.
Nico
uspokoił oddech i wyjrzał nerwowo przez uchylony szyberdach.
-Widziałem
Clarisse.
-Clarisse
w McDonaldzie ? - Percy zakpił i uśmiechnął się pod nosem.
-Percy,
jestem pewny.
-Nico, daj
spokój co Clarisse miałaby robić w SanFra… -nagle pobladł i
zaklął pod nosem.-Chejron mógł ją tu wysłać. Widziała cię ?
-Nie
wiem.
-Mniejsza
jedziemy. Przecisnął się przez przerwę miedzy fotelami i zajął
miejsce kierowcy.
Wcisnął
z całej siły gaz.
-Wiesz jak
jechać ?- zapytałam .
Nico
odwrócił się gwałtownie.
-Obudziłaś
się, całe szczęście.
Uśmiechnęłam
się w odpowiedzi.
-Znam to
miasto prawie tak dobrze jak Nowy York. Byłem tu parę
razy z Annabeth …- spojrzał w tylne lusterko tak aby nasze
spojrzenia się zbiegły. - ...i kilka razy bez niej.
Nico
włączył radio i klimatyzację. Cieszyłam się ,że siedzę sama.
Wygodnie rozłożyłam się na tylnym siedzeniu ,rozkoszując się
hamburgerami.
* * * * * * * * * * * * * * *
* * * * *
Gdy
dojechaliśmy pod dom pana Chase, zegar wskazywał godzinę 15:00.
-Mamy tam
tak po prostu wejść ? -Nico patrzył się na Percy’ego z lekkim
zdziwieniem.
-A masz
jakiś lepszy plan ? Nie mogę znieść myśli ,że przetrzymują ją
tutaj wbrew jej woli. A co jeśli ją skrzywdzili ? Muszę ją stąd
wyciągnąć.
Uświadomiłam
sobie, że nigdy wcześniej nawet nie myśleliśmy o tym co możemy
tu zastać.
-Jeśli tu
w ogóle jest Percy. -powiedział Nico.
-Ja mogę
tam iść.
-Co ?!
-obydwaj spojrzeli na mnie jak na idiotkę.
-Ej ! To
dobry pomysł. Pan Chase was zna ,mnie nie.
-Mnie też
nie. -wtrącił się Nico.
-Dlatego
to ja powinienem iść.
Spojrzałam
na Nico z rozdrażnieniem w oczach. Wiedziałam
,że Percy nie odpuści.
-Nico
zostań tu, pójdę
z nim.
-Nie wiem
czy to dobry pomysł.
Chciałam
jeszcze coś powiedzieć o tym co zrobić gdyby to wszystko okazało
się pułapką, ale Percy wysiadł już z samochodu. Zatrzymał się
tuż przed drzwiami wejściowymi.
-Jeśli
chcesz to ja zadzwonię ? -zapytałam kładąc dłoń na dzwonku.
-Zaczekaj.-wyjął
miecz.
Zadzwoniłam.
Kilka krótkich dźwięków i odgłos człowieka idącego w stronę
drzwi.
Percy stał
jak wryty wpatrując się w drzwi. Cała krew odpłynęła z jego
twarzy.
Nagle
drzwi się otworzyły ,stała w nich młoda kobieta w średnim wieku.
Najprawdopodobniej właśnie wyszła z kuchni ponieważ kosmyki
włosów gdzieniegdzie przylepiały się do jej twarzy a w dłoni
trzymała ścierkę w którą wycierała w dłonie.
-W czym
mogę …- spostrzegła Percy’ego po
czym
uśmiechnęła się szeroko. -Percy, jak miło cię widzieć i
przyprowadziłeś koleżankę.
Jednym
ruchem zagarnęła nas do środka. Za drzwiami czekała na nas para
bliźniaków, na widok Percy’ego niemal zaczęli
piszczeć ze szczęścia. Obydwoje rzucili się mu na szyję i
zaczęli wykrzykiwać “ Percy, chodź mamy basen ! Pokażesz nam tą
sztuczkę! Albo w Titanica, chodź pobawimy się w Titanica
! “.
-Chłopcy
! -skarciła ich kobieta. -Nasi goście na
pewno
są zmęczeni, dajcie im odetchnąć.
Niechętnie
zostawili
Percy’ego w spokoju i wdrapali się po schodach.
-Przepraszam
cię za nich. Codziennie się o was pytali. -otarła spocone czoło.
- A ty dziewczyno, jesteś kolejną znajomą Annabeth ? -uśmiechnęła
się do mnie.
-Tak
jakby. Mam na imię Amara.
-Dość
nietypowe imię. Miło cię poznać.
Pociągnęłam
nosem i poczułam zapach palonych ziemniaków.
-Przepraszam
czy coś się pali ?
Kobieta
zerwała się na nogi i pobiegła do kuchni ,a Percy zaraz za nią.
Jednym
machnięciem ręki ugasił palący się garnek.
-Dziękuje
ci Percy, kolejny w tym tygodniu.- westchnęła. - A tak zapytam,
gdzie macie Annabeth ?
To pytanie
niemal odebrało mi oddech. Nie było jej tu. A oni nic nie
wiedzieli. Spojrzałam nerwowo na Percy’ego ale on nie wyglądał
na przejętego tym co przed
chwilą
usłyszał.
-Jest w
obozie. -skłamał. -Mam ważną sprawę do pani męża. Czy jest u
siebie ?
-Tak
siedzi w tym gabinecie odkąd wróciłam z chłopcami od mamy.
Poważnie martwię
się o niego. Je za dwóch ,cały czas chodzi przygnębiony, czasami
nawet łapę go na mówieniu do siebie.
-Dziękuje
,że nam pani to powiedziała. - złapał mnie za ramię i razem
weszliśmy na górę.
Dom
rodziców Annabeth, był bardzo przytulny . Typowy Amerykański domek
na przedmieściach. Podeszliśmy do ostatnich drzwi .
-Percy
zaczekaj. -zatrzymałam go w ostatniej chwili. -Ona mówiła ,że jej
tu nie ma. Sądzisz ,że nas okłamała
?
-Nie .-
rozmawialiśmy szeptem.- Ona na prawdę nic nie wie. Jest
śmiertelniczką. Jeśli Annabeth tu jest ,to sądzę, że Atena
zadbała aby tylko pan Chase o tym wiedział. Im mniej świadków tym
mniejsze prawdopodobieństwo
,że się wyda ,prawda ?
Potaknęłam.
Percy
zapukał do drzwi.
-Chłopcy
ile razy mam wa…- w drzwiach stanął wysoki mężczyzna. Jego
okulary były lekko przekrzywione
a koszula wymięta i gdzieniegdzie nie po
dopinana.
-Percy ?
Co ty tu robisz ?
Percy nie
miał zamiaru odpowiadać wepchnął się do środka pociągając
mnie za sobą.
Rozejrzeliśmy
się wokół. Percy otworzył wszystkie
szafy i szuflady z nadzieją ,że może tam
jest (mimo, że było to fizycznie niemożliwe ).
Pan Chase
zamkną za nami drzwi na klucz po
czym
wyciągnął z komody stojącej obok pistolet który wycelował
prosto w moją pierś.
-Nie chcę
wam robić krzywdy.
-Więc
dlaczego celuje pan we mnie pistoletem ? -uniosłam lekko brwi.
Pan Chase
przetarł zmęczone oczy.
-Wy nic
nie rozumiecie, to dla jej dobra.
-Ale co ?
- Percy stał z rękoma w górze.
-Mówiła
,że nadchodzą złe czasy dla półbogów ,że muszę ją ukryć ,że
nie mogę pozwolić żebyście znów się spotkali. -machnął wolną
ręką w stronę Percy’ego.- Ona jest dla mnie wszystkim, nie chcę
jej stracić.
-Zna mnie
pan, prawda? -Percy wstał powoli idąc w naszym kierunku. -Wie pan,
że prędzej oddałbym własne życie niż pozwolił aby ktoś ją
skrzywdził. Przestał mi pan ufać?
-Percy
ja…-rozpłakał się. Chyba pierwszy raz widziałam jak dorosły
mężczyzna płacze. Osunął się na ziemię, a ja wykorzystując
okazję szybko podbiegłam i wyrwałam mu pistolet z dłoni. Nawet go
to nie poruszyło .
-Co pan
jej zrobił ? - Percy natychmiast zmienił ton z łagodnego
na ostry jak brzytwa.
-Ona
chciała uciec…-ukrył twarz w dłoniach. -Chciała uciec do
ciebie…myślałem ,że zostanie tu dobrowolnie ale…
Wstał
chwiejąc się na nogach i podszedł do najbliższego regału, przez
cały czas trzymałam go na muszce pistoletu. Odsunął go na bok a
za nim ukazały się wąskie schody prowadzące najprawdopodobniej na
strych. Chciał zrobić pierwszy krok ale Percy odepchnął go na bok
i wbiegł po schodach prawie potykając się o własne nogi.
Chwila
ciszy .
-Ja
chciałem ,żeby była bezpieczna. - popchnęłam go na schody nie
odrywając pistoletu od jego głowy.
Gdy
weszliśmy na górę zobaczyłam Percy'ego
klęczącego obok Annabeth. Na chwilę mi ulżyło, ale tylko na
chwilę...Annabeth zawiesiła głowę na ramieniu Percy’ego
.Wyglądała przerażająco . Ręce i nogi miała związane za
plecami a usta zaklejone taśmą. Jej niegdyś złote włosy były
koloru sadzy i kurzu. Schudła jakby o 10 kilko co umożliwiało
policzenie jej wszystkich kości. Całe nogi i ręce miała podrapane
i posiniaczone. Krztusiła się własnymi łzami. Percy był równie
skołowany jak ja. Pozwolił aby wtuliła się w jego pierś ale w
jego oczach widziałam że, nie wiedział co robić. Musiałam szybko
go otrząsnąć.
-Percy !
Na co czekasz ,rozwiąż ją. - tylko potakną.
Ujął jej
twarz w dłonie.
-Co oni ci
zrobili …-szepnął ,po czym powoli odkleił taśmę z jej twarzy.-
Moja mądralińska. -pocałował ją namiętnie i rozwiązał
krępujące ją sznury.
Annabeth
nic nie mówiła. Spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się
lekko następnie próbowała
wstać. Próbowała. Percy szybko ją złapał i wziął na ręce.
Wszyscy zeszliśmy po schodach. Percy wpatrywał się w nią
troskliwie .Znałam to spojrzenie, kogoś strasznie mi przypominał…
nieważne. Miałam już otwierać drzwi gdy dobiegł mnie ledwo
słyszalny
głos Annabeth.
-Zaczekaj.
Chłopcy .-przełknęła ślinę.-Nie chcę ,żeby widzieli.-
pokazała w kierunku drzwi balkonowych.
-Tu są
schody, możecie zejść tędy. -Pan Chase uchylił zasłonę.
Percy
niepewnie spojrzał w jego stronę.
-Czegoś
tu nie rozumiem. -zaczął spokojnie ,po
chwili
wybuchnął. -Przed chwilą więził pan własną córkę, a teraz
tak po prostu nas pan puszcza !
-Ja nie
wiem co się ze mną dzieje .Przepraszam.
-Percy…-wyszeptała
i szepnęła mu coś na ucho.
-Nie ! Nie
ma mowy ! - zaczął protestować.- On przed chwilą groził nam
bronią !
-Percy…-
zaczęła spokojnie.
-Nie !
-Proszę.
Wziął
głęboki.
-Amara nie
spuszczaj z niego lufy.-czego i tak nie zamierzałam robić.
Opuścił
ją powoli na ziemię. Opierając się na jego ramieniu podeszła do
ojca i rzuciła się mu na szyję.
-To nie
twoja wina tato i pamiętaj ,że …- łzy zaczęły spływać po jej
policzkach.- Gdy to się skończy wrócę tu…
-Nie
wrócisz ! Ona powiedziała ,że jeżeli cię puszczę to…- lekko
odsuną ją od siebie i oddał Percy’emu.- Zginiesz. Widziała to.
Ja…. odejdź. Odejdź zanim się rozmyślę.
-Tato…
-Wynoście
się !
Nie
czekałam. Wolną ręką pociągnęłam za sobą Percy’ego i Ann a
drugą nadal trzymałam pistolet wymierzony w głowę pana Chase.
Schody były wysokie .Spojrzałam na ledwo stojącą na nogach
Annabeth, Percy wiedział o co mi chodzi i szybko wziął ją na
ręce.
Biegiem
udaliśmy się do samochodu. Zaproponowałam ,że ja poprowadzę.
Miałam nadzieję ,że pamiętam jak to się robi.
Usiadłam
na siedzeniu kierowcy. Byłam głupia. Ledwo usłyszałam głos Nico
-Stój !
Nagle
poczułam na szyi dotyk metalu i szorstki kobiecy głos.
-Nico
siedź cicho albo poderżnę jej gardło okey skarbie?- Nie
usłyszałam odpowiedzi.
Po chwili
otworzyły
się tylne drzwi. Percy posadził na środkowym siedzeniu Annabeth a
po
chwili
sam usiadł obok niej.
-Clarisse.
Co na Ha …
-Annabeth
? Percy ? -Clarisse lekko zelżyła uścisk na nożu co umożliwiło
mi jego wybicie. Chwyciłam za rączkę i szybko przeciągnęłam w
bok wytrącając
jej go z ręki. Nawet się tym nie przejęła. Siedziała wpatrzona w
ledwo żywą Ann.
-Chejron
mówił ,że nie żyjecie ?!
-Zaraz ci
wszystko wytłumaczymy.