Do czego zdolni są bogowie ?
Słuchając Annabeth ,sądzę ,że nie mają żadnych granic. Jej własna matka a zarazem MOJA upozorowała jej śmierć aby ukryć ją przed jej własną siostrą czyli MNĄ,ponieważ gdyby z MOJEJ winy wybuchła niedajciebogowie “wojna” to Annabeth byłaby pierwszym celem.
Słuchając Annabeth ,sądzę ,że nie mają żadnych granic. Jej własna matka a zarazem MOJA upozorowała jej śmierć aby ukryć ją przed jej własną siostrą czyli MNĄ,ponieważ gdyby z MOJEJ winy wybuchła niedajciebogowie “wojna” to Annabeth byłaby pierwszym celem.
Więc
zastanawiam się dlaczego ONA ,czy nie łatwiej byłoby po prostu
znowu mnie uśpić jak zwierze na kolejne kilka tysięcy lat? Z
drugiej strony Annabeth była bardzo silna, przynajmniej dużo
silniejsza odemnie. Może to Percy dawał jej tą siłę, a może
była taka od
zawsze
.Owszem podczas gdy opowiadała nam o licznych próbach ucieczki
uroniła czasami łzę lub dwie, a jej głos urywał się od czasu do
czasu ale trzymała się. Co
prawda
w jej opowieści brakowało mi kilku wątków na przykład tego skąd
wzięły się tak liczne obrażenia, więc wywnioskowałam ,że był
to efekt uboczny szarpanin z niezrównoważonym ojcem którego do
takiego stanu doprowadziła nasza “wielkoduszna” mamusia.
Po tym
wszystkim co usłyszałam , trudno mi było kierować. Siedzący obok
mnie Nico kilkukrotnie proponował mi zmianę ale nie mogłam
okazywać słabości przy Clarisse.
Nie ufałam
jej. Co chwile zerkałam na nią i Percy’ego . Na Clarisse dlatego
,że w każdej chwili mogła dobyć broni i poderżnąć mi gardło.
Natomiast Percy odkąd wsiedliśmy do samochodu nie odezwał się
nawet słowem. Patrzyłam jak obejmuje śpiącą Annabeth, co zaczęło
mu się udzielać.
-Percy ?
Cisza.
-Percy
śpisz?
-Co, co ?
-otworzył szeroko oczy.
-Prześpij
się ,dobrze ci to zrobi.
-Okey. - w
mgnieniu oka oparł ponownie głowę na szybie i zasnął.
-Ty też
Clarisse. Pewnie nie zmrużyłaś oka od kilku dni ?
-Myślisz
,że zasnę przy tobie ? - w tym byłyśmy podobne. Obie nie ufałyśmy
sobie nawzajem.
-Nie.
Zapytałam się z grzeczności. -uśmiechnęłam się złośliwie.
Jechaliśmy
już bite 4 godziny kiedy przysnęłam .Głośny pisk opon i
szarpnięcie
samochodu natychmiast mnie orzeźwiło. Chciałam szybko złapać za
kierownicę ,ale Nico był szybszy.
-Mówiłem
! -spojrzał na mnie gniewnie. - Mam gdzieś ,że spałaś kilka
tysięcy lat ! Zamiana.
Bez słowa
przeszłam na miejsce pasażera, a Nico usiadł za kierownicą.
Rozejrzałam
się po samochodzie, nikomu nic się nie stało. Percy i Ann nadal
spali ,a Clarisse ? Nadal bacznie mnie obserwowała i najwyraźniej
była zadowolona z mojej nic
nieznaczącej
wewnętrznej porażki.
-Przepraszam.
Jestem głupia ,mogłam spowodować wypadek.
-Nie
jesteś głupia tylko uparta.
-Aha.
-Mruknęłam.
-Mówię
serio. Idź spać.
-A ty ?
-Nie
jestem śpiący.
-I mam cię
z nią zostawić ?- zerknęłam na Clarisse
-Nie martw
się ,nic mi nie zrobi.
Nie byłam
tego taka pewna, ale sen wziął górę.
…………………………………………………………………………………………………………
Tym razem
byłam obserwatorem. Apollo siedział na swoim tronie w opustoszałej
sali na Olimpie. Ręką gładził się po podbródku
marszcząc brwi. Prawie go nie znałam ale wiedziałam ,że jest
czymś zmartwiony. Nagle do sali weszła rozgniewana Artemida, jak
zawsze zachowała swoją dumną postawę, co zupełnie nie pasowało
do tych “płonących” ze złości oczu.
-Jak
śmiesz mi się sprzeciwiać bracie ?- zaczęła.
-Siostrzyczko…-
zaczął sarkastycznie. - skąd te oskarżenia ?
-Nie
udawaj głupca ! Wiem co zamierzasz. Nastawisz tą biedną dziewczynę
przeciwko mnie. Sprawisz aby cię pokochała ,a następnie uczynisz
swą miłą na wieki ! Znam cię Apollinie na wylot.
-Może
masz rację… a może nie. W oczach ojca ,zwyczajnie zaoferowałem
swoją pomoc.
-Pomoc ?
Ty chcesz jej pomóc ?
-Tak. W
odróżnieniu od was wszystkich,chcę dać jej wybór. Sama
zdecyduje.
Przeszywający
śmiech Artemidy rozbrzmiał echem w sali. Zbliżyła się do niego
,opierając dłonie na jego kolanach.
-Powiedz
mi, co zwróciło twoją uwagę ? Jej piękne szare oczy ? Czy może
pełne usta ?
Apollo
wstał odpychając ją od siebie.
-Widzę
,że jednak mnie nie znasz siostro.
-Wiem ,że
pragniesz jej na swoją nową zabawkę Apollinie. Zawsze lubiłeś
bawić się pięknymi kobietami, ale to tylko dziewczyna. Należy do
mnie, pamiętaj o tym więc radzę jej nie uszkodzić. Nienawidzę
gdy ktoś niszczy moje zabawki. -po tych słowach rozpłynęła się
w oczach. Nawet nie zdążyłam spojrzeć na reakcję Apollina, kiedy
woda napłynęła do moich ust.
……………………………………………………………………………………………………………..
Szybko
wzięłam głęboki wdech i starałam zerwać się na nogi. Okazało
się ,że leżę na łużku.
Głęboki
wydech i wdech.
-Spokojnie.
-Co jest ?
Gdzie my jesteśmy?
-W motelu.
Nico podał
mi ręcznik. Zorientowałam się ,że byłam przemoczona do suchej
nitki. Przetarłam włosy i twarz.
-Dlaczego
? Coś się stało?
-Na dworze
jest ogromna ulewa. Jazda samochodem w taki warunkach jest, jakby to
ująć … niemożliwa. Razem zdecydowaliśmy zatrzymać się w
motelu. Dobrze to nam zrobi.
-A
dlaczego mnie nie zapytaliście o zdanie ?
-Po
pierwsze ,spałaś .Po drugie ,nie mieliśmy wyboru. Wiesz, mam
wrażenie ,że to nie jest taka zwykła burza.
-Ojciec ?
-Mhm.
Chwile
wpatrywałam się w jego ciemne oczy. Zawsze był przy mnie i
wspierał mnie…
Stop .Nie
mogłam pozwolić sobie na zbędne niuanse. Musiałam wszystko sobie
poukładać. Kto jest ze mną ? Nico i Percy. Annabeth ? Sądzę ,że
mogę jej zaufać ale co zrobi Percy jeśli ta zechce wrócić do
obozu razem z Clarisse ? Co ona postanowi ? Właśnie.
-Gdzie są
wszyscy ?
Nico wstał
, podszedł do swojego plecaka i zaczął przeglądać jego wnętrze.
-Poszli
zapłacić za pokój i przynieść coś do jedzenia. Jakieś
specjalne zamówienia ? Bo szczerze mówiąc karta dań została
ograniczona do automatu ze słodyczami.
Uśmiechnęłam
się pod nosem.
-Nico ?
-Co ?
-mrukną pod nosem, nawet na mnie nie spoglądając.
-Czy mogę
ci zaufać ?
Nagle
zesztywniał i obrócił się do mnie gwałtownie.
-Zawsze.
-Znamy się
krótko ,a ty i Percy zgodziliście się wyruszyć ze mną na Olimp.
Przez doświadczenie rzadko ufam ludziom
i zawsze szukam w ich z pozoru wielkodusznych czynach korzyści jakie
mogliby
z nich mieć. Ale was nie mogę rozgryźć.
Nico
wzruszył lekko ramionami.
-Sam nie
wiem dlaczego się na to zgodziłem. Wiedziałem z czym to się
wiążę. Wiem również co się stanie jeśli twój plan dojdzie do
skutku. Niby powody są oczywiste. Bogowie nas nie doceniają i
gardzą nami ,ale tak było zawsze. Pewnego dnia pojawiłaś się ty
i od
razu
wiedziałem ,że coś się zmieni. Masz w sobie coś co daje poczucie
bezpieczeństwa, ciągnie za sobą jak magnes sprawiając ,że
wierzysz iż to co robisz jest słuszne.
Sądzę
,że inni mają tak samo.
Szczerze
mówiąc, zatkało mnie. Nie miałam pojęcia ,że ma o mnie tak
wysokie mniemanie.
-Nico ,ja
nie wiem co powiedzieć.
-Nie
musisz nic mówić. Powiedziałem ci co myślę i musisz też
wiedzieć ,że jeszcze
w samochodzie rozmawiałem z Clarisse.
- Naprawdę
?
-Tak.
Wydaję się lekko zagubiona. Chejron dał jej jasny rozkaz
,przyprowadzić cię do obozu. Nie wiem co się za tym kryje, ale
Clarisse wydaję
się zmieszana. Po tym jak dowiedziała się ,że Percy i Annabeth
żyją sama nie wie co jest słuszne. Powinnaś z nią porozmawiać.
-Masz
rację ,ale nie wiem czy uda mi się ją przekonać do moich planów.
-Nie znam
jej tak dobrze jak Percy czy Annabeth, ale wiem ,że zawsze odpowiada
się za słuszną sprawą Amaro,a co do twoich planów… co teraz
zamierzasz ?
-Szczerze
to nie mam pojęcia. Na początku myślałam,że tylko mnie tak
potraktowali. Potem poznałam was i wasze historie, to co zrobili wam
i wszystkim innym pokoleniom półbogów … Muszą za to zapłacić.
- I tego
się trzymaj. To co przed chwilą powiedziałaś jest idealną
motywacją, która z pewnością przypadnie
do gustu innym.
-Innym ?
Iskierki
w oczach Nico ponownie zaiskrzyły.
-Z tego co
wiem o wojnach, często zaczynają się od buntu. Musisz go wzniecić,
z czym wiąże się zdobycie sojuszników.
-Chcesz
,żebym wznieciła swego rodzaju powstanie ?
-Tak
,dokładnie to mam na myśli. W obu obozach jest pełno dzieciaków
które staną za tobą murem ,musisz tylko
zdobyć ich zaufanie. Oczywiście najpierw musimy zdobyć broń i do
tego miejsce na naszą swego rodzaju “bazę” gdzie będziemy
mogli spokojnie nad tym wszystkim pomyśleć …
-Nico
jesteś genialny. -rzuciłam się mu na szyję.
-Taki już
jestem.- on również objął
mnie ramionami.
Chwilę
staliśmy przytuleni do siebie gdy do pokoju wszedł Percy razem z
Ann i Clarisse.
Szybko
puściłam Nico i uśmiechnęłam się do nich.
-Widzę
,że się wyspałaś ? -Percy spojrzał na mnie ironicznie.
-Oczywiście.
-Szturchnęłam go w ramię. -Wszystko załatwiliście ?
Annabeth
wyciągnęła z kieszeni dwie pary kluczy .
-Mamy dwa
pokoje. Ten i zaraz obok kolejny dlatego proponuję…
-Wy
zostaniecie tu ,a ja z Annabeth przeniesiemy się obok. -Percy objął
ją w tali i pocałował.
Dopiero
zauważyłam ,jak nastawienie Percy’ego się zmieniło. Teraz po
prostu był szczęśliwy, mogliśmy nie mieć nic :planu, prowiantu,
noclegu . Ale miał ją , i to mu wystarczało.
Odchyliła
się lekko od niego i uśmiechnęła się szeroko.
-Nie
Percy. Ty i Nico idziecie do pokoju obok a my “dziewczyny”
zostaniemy tutaj.
Wydał się
lekko urażony ,pocałował Ann w czoło i razem z Nico opuścili
pokój.
Gdy tylko
drzwi za nimi się zamknęły, Annabeth rzuciła się na łóżko.
-Słuchaj
Amaro ,ta sytuacja w obozie była wyreżyserowana przez moją matkę
to co robiłam i …
-Annabeth
nie masz za co przepraszać. Naprawdę.
Delikatnie
klepnęłam ją w ramię aby nie uszkodzić jeszcze bardziej jej
pogruchotanych kości.
-Teraz
jesteśmy tak jakby siostrami ,tak ?-zapytałam.
-Tak
jakby. -skierowała się do Clarisse. -Clarisse ,możesz opowiedzieć
mi co dzieje się w obozie, martwię
się o moich podopiecznych.
Clarisse
rozluźniła ramiona i rozłożyła się na swoim łóżku.
-Wszystko
się zmieniło odkąd zniknęliście. Chejron wyjechał na tydzień
bez słowa ,a gdy wreszcie raczył zaszczycić nas swoją osobą był
jakiś inny. Prawie w ogóle z nami nie rozmawiał, polecenia wydawał
przez Satyrów ,odwołał wszystkie zgromadzenia ,ogniska i gry o
sztandar …-westchnęła.
- W końcu 4 dni temu poprosił mnie i wszystkich innych opiekunów
plus Jasona do wielkiego domu. Nie uwierzysz kogo tam zastaliśmy…
-Clarisse
chyba nie…
-To był
Leo i Calipso.
-To nie
możliwe Clarisse ,on nie żyje ! - Annabeth wyglądała na mocno
zdezorientowaną ,zresztą ja również. Z tego co opowiadała mi
Piper wiem ,że Leo poświęcił się
na rzecz pokonania Gai. Był bohaterem.
Martwym bohaterem.
To znaczy chyba martwym.
-Wszyscy
tak myśleli. Oczywiście odbyła się wielka uroczystość na ich
powitanie ,nikt nie zauważył ,że to wszystko było tylko
przykrywką. Następnego dnia dostaliśmy wezwanie do białego domu i
zadanie aby cię odnaleźć.
-Dlaczego
?- wtrąciłam się do rozmowy.
-Myślisz
,że nam powiedział ? Wyraził się jasno .Przyprowadźcie ją do
mnie. Nic więcej.
-I ty się
zgodziłaś ?
-To mój
przełożony a poza
tym
ufam mu.
Skoro mu
ufa to dlaczego jeszcze się zastanawia nad moim losem, a może tylko
czeka na odpowiedni
moment.
Annabeth
nadal siedziała wpatrzona w ścianę. Wieść o powrocie Leo
sprawiła ,że zupełnie odpłynęła ,ale nie mogłam teraz się tym
przejmować .Clarisse się otworzyła więc musiałam to wykorzystać.
-Więc
Jason i Piper też nas szukają ,tak ?
-Tak mi
się wydaję. Nie utrzymujemy kontaktu, działamy na własną rękę.
-Jak
myślisz … są blisko ?
-Nie
wydaję mi się ,poszliśmy w zupełnie inne strony.
Spojrzałam
na nią badawczo. Co do cholery zamierza ?!
-Clarisse
, na co czekasz ?
-O czym ty
gadasz ?
-Teraz
jest idealny moment dlaczego mnie nie zabierzesz do obozu i Chejrona
?
-Zabawna
jesteś gdy czegoś nie możesz rozgryźć.
-uśmiechnęła się pod nosem , co doprowadzało mnie do szału.
-Clarisse…
-Waham się
ponieważ Chejron nie powiedział nam prawdy… Powiedział nam ,że
Percy zginął próbując
cię zatrzymać .
-To
nieprawda, zresztą sama widzisz.
-Wiem. Na
dodatek powiedział ,że to ty go zabiłaś.
Kłamca.
Ze złości uderzyłam pięścią
w najbliższą ścianę przebijając się na drugą stronę.
Nie
planowałam tego.
Clarisse
zerwała się na nogi.
-Niezła
siła jak na półboga.
-Raczej
bogini. -powiedział Percy zaglądając przez dziurę.
-Musimy
porozmawiać. -oznajmiłam.
Chłopcy
zjawili się prawie natychmiastowo.
-Po
pierwsze . Clarisse - wzięłam głęboki
oddech. - Muszę wiedzieć czy jesteś z nami , wiesz już kim jestem
i domyślasz się co planuję. Musisz zdecydować teraz.
Zjechała
mnie surowym spojrzeniem po
czym
lekko złagodniała.
-Zgadzam
się ,ale pod jednym warunkiem.
-Warunkiem
?
-Jason i
Piper.
-Co ?
-Dołączą
do nas, jestem pewna ,że zgodzą się jeśli dowiedzą się o
wszystkim.
-Coś
jeszcze ?
-Tak. Chcę
poznać cały twój plan.
-Plan…
Zesztywniałam.
Nie miałam żadnego planu. To chyba był ten moment ,musiałam
podjąć decyzję. Nie miałam wyboru .
-Nico może
zechciałbyś przedstawić plan naszym towarzyszą ?
-Z
przyjemnością. -spojrzał na mnie pytająco.