Łączna liczba wyświetleń

piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 5.

Cała trójka miała już opuścić lecznicę gdy dobiegł ich głos Willa.
-A ty gdzie się wybierasz ?!- zapytał jednocześnie opatrując ranę jednemu z obozowiczów.
-Idę razem z Piper i Amarą no wie…-nie zdążył dokończyć.
-Nie.Zostajesz tutaj nie mam jeszcze pewności czy wszystko z tobą w porządku niektóre urazy są bardzo trwałe.- spojrzał z ukosu na Piper,która od razu zrozumiała o co chodzi.
-Jasonie zostań.-powiedziała to tak płynnie i delikatnie,że nawet Amara poczuła chęć pozostania w lecznicy na dłużej.
-No nie wiem.Czuję się dobrze ale skoro to cię zadowoli.Zostanę.
-Dziękuje kochanie.- podniosła się na palce i pocałowała Jasona w policzek. -Wrócę do ciebie niedługo.-Po czym wyszła pociągając za sobą Amarę. 
Po opuszczeniu lecznicy Amara czuła się bardzo nieswojo.Podziwiała piękne widoki i wdychała zapach truskawek i świeżo skoszonej trawy.Nie mogła uwierzyć ,że to wszystko może stać się jej domem jednak jedna rzecz nie dawała jej spokoju (oczywiście pomijając fakt,że nie wie nawet kim jest):
-Piper, co to było
-Hmm ?. 
-Chodzi mi o tą sztuczkę z głosem?
-To była czarmowa .Używam jej tylko w nagłych przypadkach.
-To było aż tak ważne aby tam został ?
Piper nagle posmutniała i spuściła wzrok z dziewczyny.
-Przepraszam. Nie powinnam się tak wypytywać, ledwo się znamy.-szybko dodała.
Dziewczyna zmusiła się do uśmiechu.
-Wiesz to bardzo długa historia… Piper opowiedziała swoją historię od zdarzeń nad klifem aż do dnia dzisiejszego.Oczywiście pominęła parę intymnych szczegółów. Amara ze zdumieniem wpatrywała się w nowo poznaną dziewczynę. Nigdy nie przy puszczałaby ,że to właśnie ona przyczyniła się do ocalenia świata. 
-A jeśli chodzi o Jasona… ta rana od miecza -ciągnęła dalej -ona czasami przypomina o sobie.
-Rozumiem, ale czy nie da się … no nie wiem ...
-Will nad tym pracuje, miesza różne zioła ,na pewno coś wymyśli.- pocieszała się w duchu. 
Dalej szły w milczeniu. Amara czuła, że poruszyła nieodpowiedni temat.
                                                             * * * * * * * *
-Jak to nie możesz mi nic powiedzieć! Widziałam cię ! Mówiłeś,że mogę się tu szkolić, że będziesz mnie uczyć !Kłamca !- wrzeszczała i biegała jednocześnie demolując gabinet Chejrona. To był jej słaby punkt, zawsze musiała się na czymś wyżyć. Tym razem padło na stare księgi i notatki Chejrona. Zręcznie nadziewała na sztylet fruwające w powietrzu kartki jak na szaszłyk. 
-Moja droga, twój gniew nic nie da .Przysiągłem na Styks iż będę milczał. -wzruszył ramionami siedząc na swoim wózku inwalidzkim. 
-Ha ! Wy i te wasze przysięgi ! -zakpiła.- Słyszałam o jednej przysiędze… a no tak Zeus, Posejdon i Hades !
-Imiona, imiona mając moc.- powiedziała jednocześnie ro zmasowując sobie skroń. 
Amara zatrzymała się na chwilę .
-A co do tej przysięgi… bardzo ciekawe, co oni tam sobie… Ach no tak ! Dzieci,chodziło o to ,że nie będą mieć półboskich dzieci .To naprawdę interesujące, bo niedawno poznałam trójkę ciekawych herosów - wskazała sztyletem na zdjęcie wiszące na ścianie -Jason, Nico i Percy.
Rzuciła piorunujące spojrzenie centaurowi.
-Owszem ,ale doszli do porozumienia. To zupełnie inny przypadek…
-Czyli mi nie pomożesz -oczyściła sztylet z papieru i schowała go do pasa. 
-Nie mogę nic zrobić, oprócz przyjęcia cię do obozu. Twoi rodzice wyrazili się jasno.
Amara wyszła trzaskając drzwiami.


                                                              * * * * * * * * * * * *

Była wściekła na centaura.Wyjęła sztylet i zaczęła wyżywać się na pobliskim drzewie.
“Głupi koń” -mruczała pod nosem, za każdym razem gdy wbijała ostrze w drzewo - “A moi rodzice ?Ci to mają tupet .
-Co zrobiło ci to biedne drzewo? -usłyszała głos za plecami.
Odwróciła się i odruchowo przystawiła sztylet do gardła chłopaka.
Od razu go rozpoznała, był prawie na każdym zdjęciu w gabinecie Chejrona (na samą myśl o nim wzbierał się w niej gniew) - mniejsza- był to Percy Jackson.Wysoki ,morskooki szatyn w niebieskiej bluzie ,białych szortach i japonkach.Wszędzie wyczułaby ten absolutnie zniewalający zapach oceanu.  
   Chłopak uśmiechnął się i delikatnie odsunął sztylet .
-Wszystko słyszałem.Cieszę się ,że już wszystko w porządku… -zerknął na poharatane drzewo.- to znaczy cieszę się ,że odzyskałaś wzrok.
-Tak,ja też się cieszę. - schowała sztylet i zaczęła wiązać sznurówki,tylko po to aby nie patrzyć mu w oczy .Peszyły ją.
-Ej, dlaczego nam nie powiedziałaś? 
-A ty co zrobiłbyś na moim miejscu ? Wyobraź sobie ,że jesteś ślepą dziewczynką w lesie do tego z amnezją i nagle trójka chłopaków proponuje ci ,że zabiorą ci do jakiegoś w ogóle nieznanego ci obozu w którym rządzi zarozumiały centaur.
Percy przykląkł na jedno kolano .Zatrzymał jej ręce aby spojrzeć jej prosto w oczy.
-Też miałem amnezję i wiem- to nie jest fajne,ale nie możesz wyżywać się na drzewach.Driady na pewno nie byłyby zadowolone.Jeśli chcesz rozładować trochę energii zapraszam na plac do szermierki. -uśmiechnął się szarmancko i zerwał się na nogi. 
-A co do tego “zarozumiałego centaura” .Co takiego zrobił ci Chejron ?
-Wie coś o mojej przeszłości, ale twierdzi że przysiągł milczeć na ten temat. 
-Wiem coś o tym… 
Zrobiło się trochę niezręcznie.
-Ach no tak zapomniałbym. W którym domku zamieszkasz ?
-Słucham ?
-No wiesz, zazwyczaj nie określeni trafiają do domku Hermesa … no ale skoro Chejron wie kto jest twoim rodzicem, to znaczy,że już kiedyś byłaś uznana.
-Rzeczywiście, skoro Chejron nie ma zamiaru powiedzieć mi kto jest moim boskim rodzicem…
Sama wybiorę sobie domek.
-No nie wiem czy to dobry pomysł. -Percy podrapał się po głowie. -Ostatnim razem gdy ten chłopak to zrobił...nie skończyło się to dobrze.
-Mniejsza -zaczęła się rozglądać. 
-Chodź ze mną .- Percy objął ją ramieniem i ruszyli w stronę domków.
                                                      * * * * * * * * * * * *
Przed domkiem numer trzy siedziały dwie dziewczyny. Jedna z nich miała blond włosy i przenikliwe szare oczy. Druga miała burzę rudych loków i zielone oczy, a jej twarz usłana była piegami. Były zajęte rozmową. 
Percy nagle zatrzymał się i szybko zdjął rękę z jej ramienia.
-Coś się stało ?
-Nie, tylko… 
-Perseuszu Jacksonie !Gdzieś ty był ! -Jedna z dziewczyn podniosła się i zaczęła szybko iść w ich kierunku. Wyciągnęła zza pasa sztylet. Łudząco podobny do sztyletu Amary.Im bliżej była tym lepiej widziała gniew przepełniający jej oczy.Percy stał nieruchomo. Dziewczyna podeszła na tyle blisko jak była wstanie .Patrzyła mu prosto w oczy. 
Amara była pewna ,że zaraz go zaatakuje. 
-Też za tobą tęskniłem kochanie - podniósł dziewczynę i pocałował .Całowali się na tyle długo by Amara mogła poczuć się niezręcznie. 
-Ekhem.-wykrztusiła. Podziałało.
-No tak… przepraszam. Amaro to moja dziewczyna Anabeth. Anabeth to jest Amara.
Dziewczyny uścisnęły sobie dłonie.

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żle coś napisałam i usunęłam. XD Ja taka mądra. Wracając:
      Miło, że zmieniłaś tło, bo tamto nieźle kaleczyło mi oczy. ^^ Ogólnie blog bardzo mi się podoba, nawet wzięłam stąd pomysł na postać! XD I tak powstała Hieronima Santiado de Cali na moim którymś z kolei blogu (bo mam cztery, hehe) Byłoby miło gdybyś zerknęła.
      http://children-of-death.blogspot.com/

      Usuń
    2. Miło mi.
      Na pewno zajrzę

      Usuń