Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 15.

1.Znalezienie odpowiedniej siedziby.
2.Sformułowanie planu działanie na najbliższe miesiące.
3.Zgromadzenie racji żywnościowych oraz broni.
4.Zdobycie sojuszników oraz ich przetransportowanie.
5…..
Co teraz ?
Nie miałam pojęcia co dalej. Siedziałam na tylnym siedzeniu naszego jeepa myśląc i planując chyba największe powstanie od setek lat podczas gdy reszta wygrzewała się na słońcu. Czułam się przytłoczona ciężarem jaki na mnie spadł, przerażało mnie poczucie iż jestem odpowiedzialna za nich i za kolejne osoby które zgodzą się do nas dołączyć ( o ile będą).
Wyjrzałam przez okno podziwiając majestatyczne góry wznoszące się nad San Francisco.
Były piękne a jednocześnie przerażające ze względu na ich historię. Nie byłam do końca przekonana czy rzeczywiście są idealnym miejscem na naszą nową siedzibę ale jak Nico zwykł powtarzać “Nigdy nie jest idealnie.” a z tego co wiem bogowie rzadko zapuszczają się w te okolice ,zresztą nie miałam wyboru.
Zerknęłam na Clarisse rozmawiającą przez telefon. Przekonała już Jasona i Piper , proponowałam aby tu przyjechali ale oni mieli lepszy plan. Postanowili wrócić do obu obozów i zabrać ze sobą kilkoro dzieciaków - na początek. Bardzo bałam się spotkania z tymi ludźmi , zaczęłam nawet pisać przemowę , ale za każdym razem zatrzymywałam się na przedstawianiu planu działania. Oczywiście Percy był nastawiony optymistycznie ,cały czas powtarzał ,że wszystko się ułoży ,że potrzebuję trochę “luzu” ,że nie wszystko zawsze musi być planowane….
-Percy ! Nie rozumiesz , to nie jest walka z potworami czy tytanami w ciałach nastoletnich chłopców. My próbujemy walczyć z bogami ,a co najgorsze w tym wszystkim chcemy nastawić dzieciaków przeciwko ich rodzicom ! - wybuchłam podczas ogniska (które stało się naszą co nocną tradycją . Teraz gdy oczekiwaliśmy przyjazdu Jasona i reszty ,jedyne co mogliśmy robić to czekać i myśleć. Ta bezczynność źle wpływała na moje zachowanie zresztą jak na nas wszystkich. ). Od razu tego pożałowałam.
-Naprawdę Amaro ! Myślisz ,że to były przelewki ? Miałem 16 lat ! Tylko 16 lat. Musiałem patrzeć jak giną moi przyjaciele a przy tym zachować zimną krew. Do tej pory w snach widzę twarz Backenforda , Sileny … -głos mu się załamał. - Jesteś jak twój ojciec ! Wszystko kręci się wokół ciebie !
Annabeth złapała go za rękaw i mocno przytuliła za co byłam jej bardzo wdzięczna.
Przełknęłam łzy. Te gorzkie słowa były prawdą, cały czas przejmowałam się moimi lękami i problemami. Nawet nie zastanowiłam się co oni czują wobec tego wszystkiego.
-Percy masz rację. Przepraszam cię za to co powiedziałam. Byłeś niesamowity, ja tylko….
Przepraszam. Pójdę już.
Poszłam do swojego namiotu, nikt się nie odezwał no może poza cichym szeptem Annabeth “ Przesadziłeś”.

Kolejne cztery dni minęły tak samo. Pobudka. Krótki trening.Śniadanie.Planowanie. Obiad. Planowanie. Krótka wymiana chłodnych spojrzeń z Percym. Planowanie. Ognisko. Sen.
To wszystko robiło się frustrujące, ale najgorsze było to milczenie. Spięcie pomiędzy mną a Percym udzieliło się wszystkim ,rzadko ze sobą rozmawialiśmy ,a gdy już to robiliśmy zazwyczaj chodziło o przyniesienie drewna czy wody.
-Koniec ! Ja już tak nie mogę. -Clarisse zerwała się podczas ogniska. - Jest tyle rzeczy do roboty a my siedzimy na tyłkach. Od jutra ruszamy z budową. Trzeba zbudować przynajmniej jeden domek dla nas wszystkich i dla tych którzy przyjadą …
-Clarisse…-wtrąciłam się .- Czy ty masz w ogóle o tym jakieś pojęcie ? Bo ja nie.
-Nie …
-Ale ja mam. - Wszyscy odwróciliśmy się w stronę grupy ludzi stojącej za naszymi plecami.
-Leo ! - Wszyscy zerwali się na nogi aby rzucić się mu na szyję.
Nie ukrywam - Inaczej wyobrażałam sobie słynnego Leona Valdeza.
Niski ,kędzierzawy chłopak w obozowym uniformie.
Dopiero gdy emocje opadły udało mi się podejść do Leo.
-Miło mi cię poznać Leo. Jestem…
-Amara Damont -uśmiechnął się. - Wiem o tobie wszystko. -byłam w szoku.
-Widzę ,że moja sława mnie wyprzedza. Zaraz… Damont ?
-To chyba twoje nazwisko ?
-Pierwszy raz słyszę.
-Och no tak. Pamięć.
Uścisnęliśmy sobie dłonie. (Mamy sporo do omówienia. )Nagle ktoś wyszedł z tłumu nowo przybyłych.
-Jason.- mruknęłam.
-Amaro…- westchnął. - Przyprawiłaś mnie o zawał serca tą ucieczką.
Zaraz za nim wyszła Piper.
-Dosłownie. Will nieźle się napracował ,żeby Jason był tu z nami.
Czułam jak krew odchodzi z mojego ciała. Co ja zrobiłam.
Nagle Jason szturchnął mnie w ramię.
-Żartujemy !
Przytuliłam ich mocno po czym spojrzałam na tłum.
-To moi najbardziej zaufani przyjaciele .Za kilka dni dołączą do nas Frank i Hazel.
-Świetnie teraz mi ich przedstaw.

Chodząc z Jasonem u boku uśmiechałam się i potakiwałam słysząc zabawne komentarze i wspomnienia którymi się wymieniali pomimo iż nie miałam pojęcia o czym mówią. Mimo to nadal czułam się jedną z nich.
Oprócz tej trójki przyjechało jeszcze 6 osób.
Will Solace. Którego widok odjął mi pół zmartwień, na dodatek zabrał ze sobą cały leczniczy asortyment. Jake Mason. Którego pomoc również się przyda. Travis Hood.
-Dobrze ,że wziąłeś tyko jednego z bliźniaków. Inaczej myliłabym ich imiona.- szepnęłam żartobliwie Jasonowi do ucha. On tylko pokręcił smutno głową.
-Szczerze to Travis zgłosił się jako pierwszy. Gdy uciekliście, Chejron zarządził przeszukiwanie lasu . Pan D uwielbiał tworzyć pułapki na półbogów które były znakomitą przeszkodą w grach o sztandar, ale ostatnio chyba nie chciało mu się ich posprzątać…- zacisnął pięści. - Jedna z nich zaplątała się na szyi Connora, każdy musiał chodzić osobno jak zarządził Chejron aby zwiększyć wydajność poszukiwań…- łzy napłynęły nam do oczu. Wiedziałam co zaraz powie. Travis przyjechał sam ponieważ Connor nie żyje. -Gdybyś to widziała… Travis nie pozwolił nikomu się zbliżać, spędził całą noc przy ciele swojego martwego brata a ja razem z nim.
Otarłam łzy ,poleciłam to samo Jasonowi. Poszliśmy dalej.
Pora na Rzymian. W odróżnieniu od Chejrona wszystko to działo się za zgodą Reyny. Jedna z przybyłych dziewczyn (Maya Roberts,córka Venus ) jest jej pośredniczką ze mną , będzie zadawać mi szeregi pytań oraz bacznie obserwować każdy mój ruch. Cudownie.
Następny był Ethan Morris. Syn Plutona. Idealny wojownik. Stary znajomy Jasona.
Ostatni natomiast chyba najbardziej przykuł moją uwagę. Theo Crossword. Niski drobny chłopak z burzą czarnych loków.
Przeraził mnie jego widok. Uśmiechnęłam się do niego szeroko po czym rozwścieczona złapałam Jasona za dekolt koszuli.
-Czyś ty zwariował ! Ile on ma właściwie lat ?
-11 ale…
- 11 ! Teraz potrzebuję prawdziwych herosów którzy są gotowi na poświęcenie ! Jęli coś mu się stanie…- brakowało mi słów.-Teraz jest dla nas najbardziej niebezpieczny czas rozumiesz… Jason czy on jest świadomy dlaczego tu jest.
-Tak !- rozłożył ręce.- Jego boskim rodzicem jest …
-Kto ?
Jason zbliżył się do mnie po czym szepnął mi na ucho jedno imię które odbiło się echem w mojej głowie -Posejdon.
-Jason, to nie możliwe przecież
W tym momencie przypomniała mi się rozmowa w podwodnym pałacu. Moment w którym Posejdon chciał powiedzieć coś Percy’emu a on go zignorował.
-Czy on wie ?
-Kto ?
-Theo ? Czy wie kto jest jego rodzicem.
-Nie. Został uznany jako małe dziecko. Reyna ukryła to wszystko przed całym obozem i przed nim samym. No wiesz jego dzieci nie są u nas mile widziane…
-Dobrze i niech tak zostanie.
-Myślałem ,ze Percy mógłby go czegoś nau…
-Percy ma teraz zbyt dużo zmartwień. Powiemy im gdy będzie po wszystkim.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Biorę to na siebie Jasonie.
-No dobrze.
Weszłam na dach naszego Jeepa.
-Uwaga wszyscy ! Dziękuje wam za przybycie. Jesteśmy tu aby przygotować się do walki. Wspólnie doprowadzimy do końca ery naszych rordziców. Wiem ,że może niektórzy z was mogą uważać mnie za ich powierniczkę z powodu krwi jaka płynie w moich żyłach ale przysięgam wam ,że jestem z wami inaczej nie brałabym odpowiedzialności za to wszystko … Szczerze nie mam pojęcia co jeszcze mogę wam powiedzieć.
W tłumie zauważyłam kilka ciepłych uśmiechów.
-Jutro ruszamy z budową. To pole musi zamienić się w nieco zmniejszoną kopię obozu.
Mówimy tu o domkach, lecznicy, jadalni, zbrojowni ,toaletach i polu treningowym. Wszystkie niezbędne elementy oraz jedzenie będziemy przywozić z miasta. Sami widzicie dużo pracy przed nami, więc musimy się wyspać . Ognisko płonie przez całą noc, zawsze dwie osoby będą za nie odpowiedzialne. Więc jeśli ktoś jest głodny lub po prostu chce się ogrzać zapraszam. Pierwszą wartę pełnię ja i… ktoś chętny ?
Spojrzałam na tłum zmieszanych twarzy. Nie liczyłam na to.
Nagle ktoś z tyłu krzyknął.
-Percy się zgłasza !
Wybuchły brawa i śmiech. Przez chwilę jakby słyszałam szum wody.
-Koniec. Możecie się rozejść i rozbić namioty ,pracę zaczynamy z samego rana.- tak zakończyłam moją wypowiedź. Zeszłam z dachu samochodu. W miejscu skąd dochodził krzyk stał przemoczony Nico wycierający włosy ręcznikiem.
-Ty…- syknęłam.
-Jeśli macie się pogodzić to…- przechylił głowę wylewając wodę z ucha.- Warto było.
-Nienawidzę cię.
-Wiem. Zostawiam was samych.
Odwróciłam się za siebie.
Percy stał oparty o drzewo.
-Musimy iść po drewno.
-Musimy.
Ruszyliśmy wgłąb lasu. Trzymaliśmy się blisko siebie ponieważ nasze wyposażenie jak na razie obejmowało jedynie jedną latarkę.
Milczenie i napięcie doprowadzało mnie do obłędu.
-Percy ?
-Mhm.
-Przepraszam. Nie mam pojęcia dlaczego to powiedziałam, to wszystko mnie przerasta...
-Stój. -zatrzymaliśmy się oboje. Położył dłonie na moich barkach.- Nie byłem zły za to co powiedziałaś. Sam często mówię rzeczy których nie chcę. Przez cały czas chodziło mi o to jak zachowujesz się w stosunku do mnie ,czy ty naprawdę uważasz ,że już nie mogę ci pomóc ?
Kompletnie nie wiedziałam o czym on mówi.
-Nie rozumiem cię Percy.
-Umiem wyczuć co ludzie o mnie sądzą, a ty odkąd Annabeth jest z nami odrzucasz moją pomoc. Owszem Ann sprawia ,że czuję się jak w raju ,rozluźniam się i cieszę się chwilą, ale to nie sprawia ,że jestem bezużyteczny. Wszystko bierzesz na siebie, a uwierz mi ten ciężar odpowiedzialności zdolny jest przygnieść nawet ciebie.
Zmrużyłam oczy aby nie wyszły mi na wierzch. To co powiedział było na tyle głębokie aby mnie dotknąć. Dokładnie to robiłam, cały czas sądziłam ,że sama jestem zdolna zmienić świat, ale jestem tylko iskrą która ma za zadanie rozpalić płomień aby Olimp stanął w ogniu.
-Nie wiedziałam ,że tak się czujesz Percy.
-Wiem ,przecież nawet ci o tym nie powiedziałem… -uderzył się dłonią w czoło. - Przepraszam czasami zachowuję się jak dziecko.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie zaprzeczę.
Szturchnął mnie w ramię.
-Wiesz co Amaro. Jesteś strasznie sztywna.
-Słucham ? - wzburzyłam się.
- Przez miesiąc nie zawojujesz świata. Przygotowania mogą potrwać latami, musisz trochę zwolnić i zacząć cieszyć się chwilą. Bo uwierz mi za rok możemy nie mieć czasu na taką spokojną rozmowę.
-Może i masz rację .- westchnęłam.
-Na pewno mam rację. - usiadł na pieńku.- Amaro ? Chciałbym poruszyć bardzo ważny temat…
(Dowiedział się … dowiedział się o Theo .Co ja mam mu powiedzieć ? )
-Zeus jest twoim ojcem prawda ?
( Uff.)
-No tak, ale raczej go nie uznaję … rozumiesz prawda ?
-Tak, tak. Wiesz po prostu zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu. Odziedziczyłaś dużo cech i zdolności Ateny, a co z zdolnościami twojego ojca ?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nawet nie wiem jak zacząć.
- Jak wrócimy porozmawiamy o tym z Jasonem. I jeszcze jedno … od teraz żadnych tajemnic ,mówimy sobie wszystko dobrze ?
(Tylko nie to, błagam Percy… )
-Jasne.
-Przysięgnij.
W tym momencie pojawiła się Annabeth. (Idealnie. )
-Hej. Stwierdziłam ,że mogę wam pomóc. -Percy pocałował ją w policzek.
-Jasne słońce.
Szybko zebraliśmy tyle drewna ile zdołaliśmy unieść. Tak jak sądziłam, większość osób była zmęczona podróżą dlatego przy ognisku zastaliśmy jedynie Jasona przerzucając małą strużkę prądu między palcami . Zapewne robił to nieświadomie zatopiony w własnych myślach. Wskazałam miejsce na drewno po czym zaproponowałam im aby zerknęli na moje notatki (Annabeth uwielbiała papierkową robotę. ) ,a sama miałam omówić kilka spraw z Jasonem.
-Hej . -przysiadłam się do niego. -Coś się stało.
Szybko wyrwał się z transu a iskierka zgasła.
-He-ej tylko myślę.
-Nad czym ?
-Czy dobrze robię…
-Chyba za późno na wątpliwości, nie uważasz ?
- Nie masz wrażenia ,że to test ? Rozejrzyj się …- teatralnie wskazał rękoma przestrzeń wokół nas.- Żadnych potworów, nic ,zero.
-To chyba dobrze.
-Wiem . Po prostu to wszystko jest dziwne.
Oparłam dłonie na jego ramieniu.
-Chcesz się oderwać od tego wszystkiego ?
-Co ? Co masz na myśli.
-Chciałabym abyś nauczył mnie wszystkiego co umiesz . Wiem ,że to we mnie jest. Chciałabym kiedyś spojrzeć Zeusowi w oczy i pokazać mu jak niszczę go jego dziedzictwem.
-Przerażasz mnie gdy tak mówisz.
-Staram się jak mogę. - puściłam mu oczko. -Więc jak ?
-Zgoda jeśli ty nauczysz mnie tej sztuczki z lasu ?
-Tej z duszeniem ?
-Mhm.
-Okej umowa stoi.
-Kiedy zaczynamy ?
-Teraz. -pociągnęłam go za sobą.

7 komentarzy:

  1. Super! Świetny rozdział." Chciałabym kiedyś spojrzeć Zeusowi w oczy i pokazać mu jak niszczę go jego dziedzictwem." fajnie to brzmi. Ogólnie bardzo lubię twojego bloga i czekam na kolejne rozdziały :)

    Veryanossiel
    heroska-z-wyboru.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała seria jest super kocham to płakałam jak Annabeth umarła i tak samo było jak Percy odszedł. Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wspaniały. kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam cię do Liebster Blog Award. Nie wiem, czy przyjmujesz takie nominacje, niemniej jednak uważam, że zasłużyłaś :)
    http://heroska-z-wyboru.blogspot.com/2015/09/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. I co z rozdziałem!? I co!? Gdzie jest rozdział, pytam!? No gdzie!? *drze się wściekła córka Hekate i Hadesa* Wspaniałe, ale ja chce więcej!!!
    Iguana
    http://thecampofheroes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam cię do LBA! (raduj się^^)
    http://przygody-nowoczesnych-herosow.blogspot.com/2015/11/juz-drugie-lba.html
    Zasłużyłaś :)

    xoxo
    #d_o_H

    OdpowiedzUsuń